Wspomnienia.
Spis treści.:
1.Prowokacja
hitlerowska we wsi Stodoły to jeden z zapomnianych epizodów II wojny
światowej.
2.Norbert Kwaśniok -
wspomnienie.
3.Nigdy nie zapomnę tego
błysku w oku - wspomnienie o Łukaszu Romanku.
4. Spacerkiem po ul.
Reja.
5.
Spacerkiem po Rynku.
6. Spacerkiem po ul.
Sobieskiego.
7. Na ul. Św. Jana.
8.
Na Kościelnej.
9. ul. Raciborska.
10.
Na Powstańców
Śląskich.
11.
Plac Wolności.
12. ul. Ulica 3 Maja.
Na Powstańców Śląskich.
Zacna ulica.
Trakt w górę .
Piękne położenie, jak w sławnych, starych miastach Europy...
Przeróżne nazwy
nosił trakt do naszej bazyliki. Stanowi to jakby odzwierciedlenie marzenia
nas zwykłych ludzi o stabilności, której jest wciąż tak mało. A niepewność
jutra także dziś obywatelom naszego państwa nie pozwala na racjonalne
działanie, bo przyjdą nowi i zaś zmienią ustawy na "lepsze". Takie
Coventry, to od wieków Coventry, Drezno to Drezno, Praga to Praga, a
spójrzmy ile razy zmieniały się nazwy niektórych polskich miast. W czasie
I wojny Niemcy mieli nawet pancernik o nazwie stolicy Wielkopolski, ale
bynajmniej nie nazwano go "Poznań". Co dopiero mówić o ulicach.
Ulica Powstańców Śląskich zmieniała swą nazwę wielokrotnie. Jakie to
szczęście, że na jej końcu jest właśnie To, co wszyscy dobrze znamy, a
większość z nas szanuje i kocha. Pierwszą zapoznaną nazwą jest Gruensberg.
Potem było Sohrauerstrasse, później Żorska, następnie Piłsudskiego, z
kolei "przyjaciół" Polski : Bismarckstrasse, a po II wojnie wielcy
miłośnicy wschodniego towarzystwa nazwali rybnicką ulicę imieniem
nieśmiertelnego wodza nieśmiertelnego imperium. Na szczęście znaleźli się
ludzie, którzy przekonali "czerwone czynniki" do nazwy Powstańców
Śląskich.
Odbędziemy jeden z ostatnich spacerów ulicą, na której pozostało do
dziś chyba najwięcej ciekawych architektonicznie kamienic i kamieniczek w
Rybniku. Efektowne położenie pod górę zwieńczone widocznymi z dala
wieżycami bazyliki św. Antoniego, jak katedry w Kolonii czy Lyonie.
Zaczniemy od pięknej kamienicy na rogu Gliwickiej i Powstańców Śląskich.
Wybudowana przez rodzinę Polloniusów. Pozostawała w rękach Muenzerów,
Glassów. Mieściły się tu także mieszkania czynszowe. Przez długi czas
przed wojną na rogu z Gliwicką sklep Aronstamma, a od strony Powstańców
znajdował się sklep meblowy i piekarnia Józefa Guttmanna, którego żona
Adela była z Muenzerów.. Najstarsze zapisy dotyczace tego miejsca pochodzą
z I poł XVIII w. Jako pierwszy widnieje Franz Pollonius. Następna posesja.
to własność panny Stanisławy Drzensla "niezamężnej fabrykantki z
Rybnika". W 1939 widzimy tu jako właściciela dra Stankiewicza. Panna
Drzensla (Drzenźla) miała z Powstańców połączenie ze swą posesja na
Gliwickiej (gdzie prowadziła sklep monopolowy), której w 1939 właścicielem
stał się również Józef Stankiewicz, wiceprokurator Sądu Okręgowego w
Katowicach. Dodajmy, że budynek, który dzis widzimy przy Powstańców 3
został postawiony w 1936. Za nim mamy Dróżkę profesora Libury, a przy niej
dom z charakterystycznym wykuszem. Należał do Mrozików, Piontków, a od
1936 do Józefa Piechy, mistrza hutniczego oraz jego żony Anny z domu
Bednorz (oboje z Radlina). "7" była własnością Hallatschów, Cibisów,
Wróblów, Pytlików, a od 1936 mistrza krawieckiego Dardy, który miał też
m.in. dom na pl. Wolności. Następna kamienica była własnością Marii
Majwald z domu
Woźniaczek, żony konduktora kolejowego. Następny dom był własnością
Brunona Zibisa, potem Emila i Jadwigi Szauderów, którzy prowadzili sklep z
konfekcją (mieli kilka domów w mieście, w tym kamienicę naprzeciwko).
Obecnie prowadzi tu sklep z tkaninami pan Alfons Ryszka ur. 1933, znawca
wielu ciekawych powojennych historii. Jak mówi obecny poziom sklepu jest
obniżony o metr - na przedwojennej fotografii widać okienka piwnic. Tu
miał także swe atelier mistrz krawiecki J. Biliński (potem na rynku).
Dalej pod "13" kamienica Emila i Teresy Barteczko z domu Kowol, którzy
prowadzili zakład z trumnami (mała reklamowa ! trumienka widoczna jest na
jednym ze zdjęć). stali sie oni właścicielami jednak w 1927. Wcześniej
posesja należała do Boderów, Buglów,, Grabców oraz właściciela młyna z
Głożyn Teodora Bednorza z żoną Marią. Bednorz był kupcem z Popielowa.
Barteczko sprzedawał także sprowadzane z Żor rowery. Kolejny dom (Botorów)
to własność Anny Marty Leśnik z domu Botor, żony mistrza kowalskiego
Antoniego z Raciborskiej oraz Wiktorii Szymura z domu Botor, żony Alfonsa
Szymury. Był to niwielki domek - charakterystyczny dla XIX-wiecznej
zabudowy miasta - nie tak dawno wyburzony - po którym na nowej ciekawie
zaprojektowanej i wkomponowanej kamienicy pozostała owalna płaskorzeźba.
Tu miał także swa pracownię rybnicki rzeżbiarz pan Botor, o którym juz
wspominano w innych miejscach. A teraz wielka, długa kamienica z bardzo
ciekawym podwórzem, które w podziemiach mieściło pomieszczenia na składy,
lodownie itp. Tu za komuny przez całe lata mieściła się speluna
"Szarotka", gdzie chodzono na piwo z wodą, w powietrzu można było powiesić
siekierę, przy uchu trzeba było trzymać tubę, a do 'WC" najlepiej było
wchodzić w guminiokach, z maską ochronną na twarzy i okularach z
przydymianymi szkłami. Jak jednak powszechnie wiadomo młody, bidny student
wiele może zmóc. Ale dość tego komuchowatego folkloru.
Przed I wojną kamienica była własnością Dzierżawów i Klucznioków (Kluczniok
podarował część swej ziemi pod budowę kościoła św. Antoniego). Kluczniok z
żoną Ludwiną z domu Chlubek był właścicielem od XIX w. Kluczniokowie
posesję sprzedali i wybudowali na Strzeleckiej (dom Korgulów). W początku
lat 20-tych ub.w. właścicielem był znany patriota rybnicki, mistrz
krawiecki Ludwik Wróbel. Potem Piechowie. Późniejsze losy domu były trochę
skomplikowane, bo w 1928 zarządzono przetarg przymusowy, a w 1936 wszczęto
egzekucję prawną. Niemniej przed wojną w kamienicy mieściła się znana
restauracja. Jako jej właściciela znajdujemy Ryszarda Pierchałę. Oto na
jaki zapis trafiamy. Mówi on, że : " ...prawo
użytkowania lodowni i
lokali do układania i obciągu piwa oraz użytkowania podwórza do układania
beczek oraz prawo jeżdżenia i chodzenia po podwórzu dla wszystkich osób
zatrudnionych w uprawnionej firmie na rzecz firmy : Zamkowe Zakłady
przemysłowe spółka akcyjna w Cieszynie z powołaniem się na akt z dnia 14
wrzesnia 1927 r wpisano 25 lipca 1928 r."
Za wielką kamienicą mniejsze domki. Pierwszy z nich był własnością
Buchalików. Mieściła się tu czyszczalnia ubrań oraz farbiarnia. To jeden z
nielicznych ocalałych w centrum okazów prastarej zabudowy, kryty pewnie
onegdaj strzechą. Za nim dom mistrza piekarskiego Wiktora Gielnika (Gilnik)
i jego małżonki de domo Dziuba. Prowadzili skład cukierków i pierników.
Kamienica za tym domem należała do Paula, a później Anny Trojańskiej z
domu Skopek z Gaszowic (XIX/XXw.), by na przełomie lat 1922/23 stać się
własnością mistrza rzeźnickiego Józefa Dziury i jego żony Marii z
Dziendziołów. Ostatnim domem na ulicy Powstańców Śl. 25 jest kamienica
Adamczyków. Właścicielką posesji w poczatku lat 20-tych ub.w. była
Anastazja Niemczyk. Potem mistrz krawiecki Adamczyk. Więcej o nich i ich
domu w materiale o krawieckiej rodzinie Adamczyków. Na zdjęciu widoczna
pracownia krawiecka i jadłodajnia. Za nimi już ulica Mikołowska, gdzie w
pobliżu m.in. mistrz rzeźniczy Leopold Bonk, a przy schodkach kamienica
niemieckiej rodziny Grabmaeyerów (Grabmeier). Grabmeyer był mistrzem
blacharsko-dekarskim (widok na zdjęciu).
A teraz druga strona medalu. Dom na rogu Łony i Powstańców Śląskich,
podobnie jak i następny na Powstańców były od XIX w. aż do 1939 własnością
rodziny Muschalików. W rogowym sklep z artykułami spożywczymi prowadził
Joseph Muschalik. Wtedy w domu nie było rogowej arkady. Od strony
Powstańców w latach 30-tych ub.w. znany zakład fryzjerski prowadziła
panna Rybarzówna. Następny dom należał do Oswalda Scholza. Potem był "ajnfart"
m.in. z przechowalnią-wypożyczalnią rowerów. A dalej domek Sollorzów.
Potem dom i kamienica, które w XIX w. były własnością Noaha
Leschczinera,
potem Aptów (Regina Apt z domu Manneberg, która prowadziła sklep z
porcelaną i sprzętem domowego użytku), a w 1939 jako właścicielka widnieje
Teresa Kotyrba. Następnie dom Szauderów, za którym w podwórzu był magiel i
garaże przedwojennego taksówkarza pana Abrachamczyka. Z kolei masywna
kamienica wybudowana w 1911 przez żydowskiego właściciela, którą w 1913 -
jak mówi pan Tomasz Siemiątkowski prowadzący renowację antyków - zakupił
jego dziadek Stanisław Liszczyński (zm. 1948). Zmienił on nazwisko na
Leszczyński. Wraz z bratem Teofilem prowadzili zakład krawiecki w lokalu
po prawej stronie od wejścia do budynku. Kolejny dom był własnością
mistrza rzeźnickiego Trojańskiego. W 1935 budynek przejęła KKO miasta
Rybnika. W 1943 jako właściciela widzimy kupca Franza Breslauera (sklep z
konfekcją). Dalej kamienica Michalika, mleczarza z Szerokiej. Dalej dom
Nędzów (dziś Żabka, gdzie przed wojną była malutka knajpka), później dom
Emila Fiali, od 1929 mistrza piekarskiego Pawła Auera (jego żona
Małgorzata była położną), dalej dom rodziny Marków (Marija Markowa z domu
Sikora była żoną rybnickiego obrońcy prywatnego) i na końcu na rogu z
ulicą wysoką wybudowana przez mistrza krawieckiego Gawełkę kamienica,
gdzie swe przedsiębiorstwo bieliźniarsko-pralnicze prowadził M. Kocur (od
strony Wysokiej). Na słynnych fotogramach Ludwika Czecha z lata roku1922
domu Gawełków jeszcze nie ma. Choć mistrz krawiecki P.Gawełek przeniósł
się z Paruszowca na Żorską już w 1922. Górna połowa tej strony ulicy
Powstańców sprzed wojny wymaga nb. dokładniejszych badań.
Michał Palica
do góry
Plac
Wolności.
Za niemieckich czasów część dzielnicy Łona. Zwany Neuer Ring , nam od
zawsze kojarzy się z Placem Wolności.
Czas niesie nieubłagane zmiany. Nie ma już dziś kilku istotnych
elementów z dawnej zabudowy Placu Wolności. Jeszcze przed wojną zniknął
pomnik chwały pruskiego oręża - Studnia Sedańska z 1882. Czasem trudno
ustalić dokładne miejsce jakiejś firmy, np. Warszawskiej Fabryki Mebli,
która miała filię w Królewskiej Hucie na ulicy (nomen omen) Wolności 1.
Może idąc tym tropem dowiemy się czegoś o firmie i jej rybnickiej
siedzibie. Podobnie rzecz się ma z "Inwą" – import-eksport towarów
kolonialnych. Nie ma już małej stacji benzynowej. Domek z dzisiejszą
rybnicką Informacją mieścił się bliżej wylotu ulicy Reja. Nie ma zegara
KKO, zniknęły dwa domki od strony wschodniej, zniknęły dwie kamienice od
zachodniej pierzei. Nie ma charakterystycznego komina rybnickiego browaru.
Wiąże się z nim dość niebywała historia. Otóż przed wojną wszedł na ten
komin rybniczanin, który nosił ksywkę Harry Pill (od niemieckiego aktora
kina niemego - często bohatera filmów przygodowych). Rybnicki Harry Pill
był świetnie wygimnastykowany. Nie dość, że wszedł na komin, to jeszcze na
wierzchołku zaprezentował niejedna figurę łącznie z staniem na głowie.
Pracowałem także na wysokościach, ale bez linki, uprzęży, karabinków i
ósemki nie potrafię sobie tego wyobrazić, nawet jeżeli na szczycie komina
wzmocnionego metalową obudową było dość miejsca na pillowe fikoły. Na dole
na Harry'ego czekał znany rybnicki mistrz szewski. Poszli uczcić wyczyn. A
potem - jak to nieraz bywało przy innych okazjach - udali się konduktem
przez Raciborską w stronę lasu Gać gdzie Harry pomieszkiwał. Kondukt
prowadził mistrz szewski. Za nim kroczyła "orkiestra" grająca na
grzebieniach, garnkach, dłubanych piszczałkach itp. znanego skądinąd
marsza. Potem jechał wozik drabinisty, na którym spoczywały "szacowne
zwłoki" kominiarskiego alpinisty. W związku z tym, iż był on pokaźnej
postury dolne jego kończyny (ścisle stopy) podskakiwały na kocich łbach.
Kto wie czy nie w rytm granej melodii. Za "karawanem" kroczyli nieutuleni
w żalu.
Przy omawianiu wschodniej pierzei zerkniemy także czasem na to co
znajdowało się za Kamienicami przy Placu. Rozpocznijmy spacer po placu
Wolności od strony Łony czyli najprościej, bo od kamienicy z numerem 1.
Była ona w latach przedwojnia własnością rodziny Honyszów. W starej
reklamówce pod numerem 1a spotykamy tajemniczy dziś zakład robót
siodlarskich i tapicerskich Leona Kurka, ale na pewno mieściła się tu
kwiaciarnia i salon fryzjerski - oba Honyszów. Szerzej o niej było przy
omawianiu historii tej rodziny. Na placu Wolności 2 mieszkało przed wojną
sporo ludzi. Kamienica należała do żydowskiej rodziny Priesterów. W
sklepach na dole najemcy się zmieniali. Prowadziła tu np. sklep kolonialny
pani Helena Scheicht, której ojciec miał za kamienicą Maksymiliana Honysza
działkę (dziś popularny lokal "Tango"). Działka ciągnęła się aż do ulicy
Wysokiej. Za sklepem - jak to nieraz bywało - mieściło się mieszkanie
najemcy. Pani Scheicht , po mężu Kuśka prowadziła zresztą swój kolonialny
najpierw w lokalu na lewo, potem na prawo. W reklamówce z lat 30-tych
spotykamy skład owoców Karola Oczkowskiego, ale ktoś stanowczo temu
zaprzeczył oświadczając, iż taki sklep był, ale na Łony. Za kamienicą
Priestera na niewielkim wzniesieniu stał domek bezdzietnego małżeństwa
Głombików (Glombików) rzeźnika Alojzego i jego żony Jadwigi z domu Pytlik,
a od 1942 także ich syna Artura (ur.1930.) Domku, który przed Głombikami
był własnością Solo Pristera już dawno nie ma. Alojzego już w pierwszym
dniu II wojny zabił późniejszy nadzorca rybnickiego więzienia, bo
prawdopodobnie był u Głombika zadłużony. Za nim natomiast prowadził swą
działalność cieśla i kołodziej pan Fleischer. Plac Wolności nr. 4 to
kamienica mistrza piekarskiego Pokornego. Tu znajdowała się przed wojną
bardzo znana księgarnia i drukarnia Roberta Barwika (założ. w 1876). Miała
tu praktyki jako młoda dziewczyna pani Kazimiera Mildner i dobrze pamięta
znajdującą się na zapleczu drukarnię i introligatornię z wielkimi
maszynami. Dodajmy, że R. Barwik był prezesem rybnickiego koła podoficerów
rezerwy. Jego firma przetrwała mimo, iż czasowo przejęli ją Niemcy.
Zakończyła natomiast finalnie działalność w 1947. Nieco wyżej za domem
Pokornych (w stronę Kościuszki) warzywno-owocowy handel prowadziła Marta
Kansy mająca od swego zajęcia ksywkę Apfel Marta. Kolejne kamienice to
numery 5 i 6. "5" była własnością Cibisów (Zibis). "6" należała do Karola
i Anny Dardów (ta, gdzie dziś jest sklep muzyczny), którzy przejęli go w
1929 od Gustawa i Anny Jurczyków. Dardowie mieli też posesje na obecnej
Staszica i Powstańców. Za Dardami gmach Miejskiej Komunalnej Kasy
Oszczędności (pl. Wolności 7), w którym służbowe mieszkanie miał dyrektor
tego banku pan Fros. Na środku placu Wolności stał zegar z reklamą KKO,
gdzie rybniczanie chętnie robili sobie zdjęcia. W tyle za kamienicą
ciągnęły się zabudowania miejskiego zakładu zieleni, tak zasłużonego dla
przedwojennego Rybnika i może dzięki któremu tak udanie kontynuuje te
tradycje dzisiejszy Zakład Zieleni Miejskiej. Do położonych wyżej szklarni
rybniczanie często oddawali większe rośliny domowe na zimowe przechowanie.
W dniach wielkich uroczystości ustawiano przed budynkiem KKO trybunkę
gdzie władze miasta odbierały defilady i okolicznościowe pochody, co
widoczne jest na jednym ze zdjęć. Za domem banku stał niewielki domek -
potem wyburzony - gdzie mieścił się m.in. sklep Radio May. Domek przylegał
do budynku Miejskiej KKO. Należał do Alojzego Michny - mistrza
krawieckiego i jego żony Marty , a także do ich syna Augustyna Michny. Od
1938 przeszedł na własność KKO. Dalej była górka (na której szczycie stoi
dziś budowla naszego TZR) zwana "gromnicówką" od nazwiska właściciela
kolejnej posesji. Najwięcej radości bylo zimą. Zwłaszcza dla dzieci.
Zjeżdżano na sankach i nartach. Minimalny był ruch kołowy do czasu
zainstalowania na pl. Wolności w II poł. lat 30-tych ub.w. dworca
autobusowego. Przeniesiono wtedy także z ul. Kościuszki umieszczoną w
pobliżu kina "Helios" stację benzynową Plintów. Zanim Gromnicowie przybyli
do Rybnika i przejęli na Pl. Wolności 10 posesję była ona własnością Pawła
Palucha, który prowadził tu "mleczarnię z elektrycznym popędem". Także
Ryszard Gromnica był mleczarzem i prócz mleczarni prowadził popularną
cukierenkę, którą wspominała m.in. córka Nikodema Sobika, bo w niedzielę
ojciec brał tu rodzinę na coś słodkiego. Inna starsza pani - kiedyś mała
Hela Kopcówna - z rozrzewnieniem wspomina wielkie czekoladowe jaja po 50
groszy jakie można było tutaj kupić. W reklamówce z lat 20-tych ub.wieku
spotykamy na pl. Wolności 10 w/w firmę "Inwa".
Po przeciwnej stronie dawnego Placu Wolności (dawna niemiecka nazwa
Neuer Ring) znajdowały się -do kina "Helios" - trzy główne kamienice.
Pierwsza z nich (ta najbliższa Focusa) należała do Kaczmarczyków. Tu czyli
pod numerem 13 mieściła się przed wojną restauracja właściciela Roberta
Kaczmarczyka, tu swą pracownię miał mistrz krawiecki Antoni Adamczyk.
Robert Kaczmarczyk zakupił dom za fundusze ze sprzedaży rodzinnych gruntów
na Ligocie i zamieszkał w nim wraz z rodziną. Roman, syn Roberta był
jednym z siedmiorga rodzeństwa. Ożeniony z Magdaleną Dziubówną
zamieszkiwał po wojnie na Kościuszki w kamienicy, którą ojciec żony Józef
wybudował w II połowie lat 30-tych na zakupionej przez siebie parceli.
Józef Dziuba pracował przed wojną w starostwie jako asesor w dziale
paszportów. Dom na pl. Wolności to szczęśliwa kamienica, bo także była
przeznaczona do usunięcia. Od lat 70-tych ub. w. praktycznie stała pusta
czekając na wyburzenie. Wszystkich lokatorów eksmitowano. Na szczęście
nadszedł 1989 rok. Dziewiętnastowieczna data powstania domu widnieje na
nim. Część od strony ulicy Rynkowej dobudowano. Kolejną kamienicą była
"15", której już dziś nie ma. Była własnością Klimoszów. To tutaj mieściła
się sławna fabryka organów spółki Klimosz-Dyrszlag (pisaliśmy o niej
więcej przy okazji omawiania muzycznej -organowej - przeszłości Rybnika).
Dokładnie usadowiona była na tyłach kamienicy. W tym też domu znalazł
lokal w II poł. lat 30-tych ub. wieku zakład fotograficzny J.Dyrszlaga.
Wreszcie pod numerem 17 budynek , w którym wiele się działo. Była tu
m.in. "Restauracja Obywatelska " Antoniego Ciałonia, a potem centrum
Dworca Autobusowego. Za tym domem , którego też już nie ma stało kino
"Helios", którego także już nie ma.... Wszystkie te
trzy
ostatnie budynki jeszcze trochę pamiętam z lat, gdy na pl. Wolności
jeszcze długo po wojnie usadowiony był dworzec autobusowy. Kino "Helios"
omówione było przy okazji odwiedzania przez nas przedwojennych rybnickich
iluzjonów. Długo tu grano nieme filmy 24 godziny na dobę z przerwami na
sprzątanie i przewietrzenie.
Po drugiej stronie na rogu Reja i pl. Wolności w kamienicy Bezegów
usadowiony był salon fryzjerski pana Grębowicza (Grembowicza) dla pań i
panów. Widzimy go na zdjęciu. Pod numerem 21 znajdowała się restauracja.
Ciekawą kwestią jest zamieszczony w książce ks. K. Kmaka o rybnickiej
firmie organowej Klimosz - Dyrszlag nagłówek pisma firmowego z 1915 z
adresem Neuer Ring 21 czyli Plac Wolności 21. Wynikałoby z tego, że
Dyrszlagowie mieli swój pierwszy warsztat organowy właśnie w tym
miejscu, a dopiero potem na Placu Wolności 15. Właścicielami kamienicy z
nr.22 byli Klossekowie, których córka pianistka przygrywała na pianinie do
niemych obrazów w kinie "Helios". Potem nauczała w nowo otwartej szkole
braci Szafranków. Był to więc muzyczny zakątek Rybnika. W tym też domu
znajdowała się lodziarnia Brzozy. Do dziś wspomina się znakomite lody.
Natomiast właściciel Reginald Klossek z tyłu domu miał wielki warsztat
ślusarski odziedziczony po ojcu Johannie, który go założył jeszcze w XIX
w. Na jednej z przedwojennych reklamówek widzimy tu również warsztat
szklarski Józefa Gruenspeka, który parał się też oprawą obrazów i hurtowym
zbytem szkła (potem lodziarnia). Więcej w materiale o rodzinie Klosseków.
Wreszcie domek, w którym po wojnie długo mieściła się restauracja "Zakopianka"
nawiązująca do przedwojennej knajpki pani Nogowej z domu Ćwik. W 1922 jako
właściciel widnieje kupiec Jan Noga. Syn Nogów Herbert zginął tragicznie
już po zakończeniu wojny, kiedy jego Mustang z nieustalonych przyczyn
runął na ziemię. Ten rejon Pl. Wolności w czasie wojny związany był z
podziemiem AK.
Pewnie były na placu Wolności i inne placówki, firmy itp. Jak choćby
restauracja R. Leśnikowskiego czy Warszawski Skład Mebli w latach 20-tych
ub. wieku , ale gdzie ona była przyjdzie nam dopiero ustalić. Cały teren
pomiędzy kamienicami wschodniej pierzei rybnickiego rynku a budynkami
zachodniej strony placu Wolności stanowił naturalne zaplecze firm
znajdujących się w tych domach. O niektórych jednostkach była mowa przy
okazji omówienia naszego rynku. Były tu i małe ogródki. Było przejście
łączące rynek z placem Wolności. Inne niż to dzisiejsze. Odtworzenie
całości tej zamkniętej przestrzeni to osobny - jakby dodatkowy - temat.
Przejdziemy teraz na ulicę 3 Maja.
Ulica 3
Maja
Ulica 3Maja ma swą unikalną charakterystykę jeśli chodzi o centrum
Rybnika. Mianowicie na lewej jej stronie - idąc od Placu Wolności -
znajdują się domy mieszkalne, na prawej nie ma ani jednego, chyba, że np.
wliczy się mieszkania urzędnicze w banku KKO, którego adres nb. z
pomieszczono na Gimnazjalnej (dziś Chrobrego), a nie na 3Maja. Zacznijmy
więc od mieszkalnych. Pierwszy dom był własnością Emila, a potem kupca
Georga (Jerzego) Vievega. Podobno pan Vieweg - będący kupcem i stolarzem
- trzymał na strychu trumnę i od czasu do czasu się do niej
przymierzał...Był niskiego wzrostu, więc zawsze chodził w kapeluszu.
Trzeba dopiero zorientować się w rodzinie Viewegów, bo był też piekarz na
rynku, a także rzeźnik Karol, co nb. potwierdza starą regułę w rodzinach
rzemieślniczych, że najczęściej wśród braci występują zawody piekarski i
rzeźniczy. Wiadomo jednak, że przychodziło się do Viewega, do jego palarni
kawy. Rybniczanie przynosili białą kawę, a odchodzili ze świeżo wypaloną
np. brazylijska Santos. W domu tym miał także sklep pan Goszyc. Handlował
akcesoriami, które były niezbędne dla właścicieli koni. Z kolei stał domek
Machilów. Machilka jak powiadają o właścicielce starzy rybniczanie -
prowadziła magiel. Za domkiem krytym strzechą miała ogródek. Dziś stoi tu
"pochyła kwiaciarnia". Przekraczamy ulicę Szafranka. Stał tu domek, który
wyburzono. Po wojnie mieścił się tu Ośrodek Szkolenia Kierowców LOK. Przed
wojną znan firma Karola Soblika i spółki produkująca likiery i wódki.
Firmie chyba nie zawsze wiodło się, bo w 1925 widzimy wpis na rzecz
Dyrekcji Państwowego Monopolu Spirytusowego. Następna kamienica z
czerwonej cegły należała do mistrza piekarskiego Karola Racka i jego żony
Klary z domu Hanusek. Wreszcie ostatnia przed skrzyżowaniem z ulicą
Gimnazjalną - trzeba rzec - historyczna kamienica, gdyż była siedzibą
starej poczty rybnickiej, KKO do czasu wybudowania w 1937 nowej siedziby
Powiatowej KKO też na rogu 3Maja i Gimnazjalnej, tyle, że po przekątnej po
drugiej stronie. W tym też domu w XIX w. urzędował komornik Anderski, a w
wolnej Polsce lekarz powiatowy dr. Biały - znana i zasłużona dla miasta
postać. Pomiędzy domem Racka a ta kamienicą znajdował się wjazd do obór,
chlewni, garaży i innych budynków gospodarczych browaru Hermanna Muellera,
którego własności ciągnęły się tam gdzie dzisiejsze bloki na Chalotta do
ulicy Kościuszki, a potem dalej za nią.
Po przekroczeniu ulicy Gimnazjalnej (Chrobrego) trafiamy na
charakterystyczny budynek gdzie mieściło się m.in. pierwsze studio
fotograficzne O. Schwittaya i siedziba PCK. Budynek wyburzono, gdy
wybudowano nową siedzibę PCK w latach 30-tych ub.w. Natomiast dalej na
terenie dzisiejszego skweru im. Biegeszowej znajdowała się wielce
zasłużona placówka czyli restauracja-kawiarnia-cukiernia "Polonia"
otoczona wspaniałym wielkim ogrodem - pamiętajmy, że nie było tam
dzisiejszych bloków, więc do czasu wybudowania nowego PCK teren wolny
ciągnął się aż do ulicy Kościuszki. Dlatego w ogrodzie restauracyjnym
mogło pomieścić się nawet grubo ponad dwa tysiące osób. "Polonia" najpierw
należała do J. Mandrysza, potem do państwa Ogórków. Teren ogrodu
dzierżawiono od miasta. "Polonię" - siedzibę także wielu zasłużonych
towarzystw rybnickich - np. Sokół, Seraf, Szkoła Muzyczna, Bractwo Kurkowe
- wyburzyli Niemcy umieszczając tutaj bunkry i basen ppoż. Za "Polonią"
białokafelkowa kamienica Botorów. Pani Botor prowadziła skład
wikliniarski. Jakiś czas miał tu także swą siedzibę zakład rzeźniczy
mistrza Józefa Mandrysza - patrioty wielce zasłużonego dla Rybnika. Dalej
była droga prowadząca do ujęć wodnych.
Za nią budynki, o których opowiedziała pani Felicitat Stimer. Domy
były własnością mistrza stolarskiego Michała Kaniewskiego urodzonego
jeszcze w XIX w. (zm. 1952). Jego żona Franciszka z domu Kurnatowska
podobnie jak rodzina męża pochodziła z poznańskiego. Pan Kaniewski miał
swą stolarnię na Chwałowickiej. Państwo Kaniewscy mieli pięcioro dzieci:
Zofię, Stanisława, Antoninę, Franciszka i Józefa. Wielką patriotką była
Stanisława Kaniewska - wszystkie trzy powstania i plebiscyt. Zofia Wyszła
za Franciszka Stimera. Oboje podobnie jak Stanisława zasłużyli się w
czasach powstań śląskich. Stimerowie już przed wojną mieli tu niewielki
lokal, a jako że Franciszek jeździł na polowania z doktorami Krotoskim,
Rostkiem i Miedniakiem potem oblewali sukcesy przy kartach właśnie w
lokalu prowadzonym przez Zofię. Michał Kaniewski za swym domem miał
suterenę, która służyła jako pensjonat dla jego uczniów. A miał ich czasem
nawet 60. Część z nich nocowała właśnie w tym domku. Kolejna Kamienica -
już na dzisiejszej Wieniawskiego - należała do niemieckiej rodziny
Arbeiterów. Była tu knajpka prowadzona przez Dymlów. Dalej przy 3Maja
znajdował się cmentarz żydowski wraz z kaplicą pogrzebową. Hitlerowcy
zrównali go z ziemią tworząc w tym miejscu skwer. Na końcu 3Maja , na rogu
z ul. Dworcową znajdowało się i znajduje do dziś rybnickie starostwo. Tuż
przed wjazdem do niego budynek związany z oszczędnością tak za niemieckich
jak i polskich czasów.
Po przeciwnej stronie 3Maja na rogu z pl. Wolności znajdowały się szalety
miejskie (na których nie umieszczano wówczas reklam wydarzeń kulturalnych
w Rybniku, nie robiono tego nawet za komuny). W budyneczku nad WC
znajdował się kiosk z gazetami, papierosami, piwem itp. , który prowadziła
siostra pani Machil nosząca nazwisko Damis. Dalej ciągnął się mur browaru
aż do trójkątnego skwerku, a po przeciwnej stronie w miejscu dawnego
targowiska postawiono gmach Powiatowej KKO. Dalej były budynki łaźni
miejskiej i MZT (gazownia). Potem kolejny akcent charakterystyczny dla
zielonego Rybnika, czyli park "Bukówka". Za nim były chlewnie szpitala św.
Juliusza, w których zwierzętami opiekowały się obsługujące szpital
siostry. Za kaplicą szpitalną jako ostatnie na 3Maja znajdowały się
zabudowania klasztorne ss. Urszulanek.
Michał Palica
do góry
ul.
Raciborska
Jedna z dłuższych ulic biegnących z centrum miasta. Na Raciborskiej ulicy
ogrodów i pięknych mebli.
Część I
Ulica
Raciborska jest chyba najdłuższą ulicą biegnącą od ścisłego śródmieścia,
która kończy się na peryferiach
przedwojennego Rybnika. Arteria rozpoczyna swój bieg u wylotu z rynku. Z
lewej numery nieparzyste, z prawej parzyste. Tak więc jako pierwsze ciągnęły
się zabudowania kamienicy rynkowej Byśka (z lewej) i kamienicy Sladky'ego (z
prawej). Jako nr 1 na Raciborskiej znajduje się jakby dalsza osobna część
posesji rynkowej Byśków.To tu prawdopodobnie znajdował się sklep papierniczy
Glińskich. Numer 3 to kamienica Scholza niegdysiejszego starszego cechu
piekarzy w Rybniku. Dalej pod numerem 5 cofnięty w głąb niewielki domek
Czyszczoniów. Tu znajdowała się restauracja (obecnie obuwie i "Świat
alkoholi").
Kolejne
domy to numer 7 gdzie znajdował się na rogu (dziś gyros) sklep z akcesoriami
szewskimi i rymarskimi Rajmunda Jonderki, który w reklamówce z lat 20-tych
ub.w. widnieje pod numerem 9. Pod tym numerem na jednym ze zdjęć widzimy
tutaj adres sklepu radiowego A. Kowola. Zdjęcie przedstawia stoisko handlowe
na jakiejś wystawie. Pod "9" (dziś DH "Barbara") stał domek , który
mieścił w sobie restaurację pana Brzezinki. Oba domy należały do Teodora Ryszki. Za nimi miał on swą bazę spedycyjną i mieściła się prócz garaży
także pralnia i stolarnia (dziś
Klub "Imperium"). Przypomnijmy, że za w/w
posesjami ciągnął się aż do rzeki unikalny w ścisłym centrum wielki ogród Byśków. Przechodzimy przez most na Nacynie trafiamy na posesję Wieczorków.
Tu jak wiemy mieściła się słynna "Potacznia" i na zapleczu odbywały końskie
targi. Za Wieczorkami pod "13" domek Sopów, gdzie znajdowała się wędzarnia
śledzi i ich sprzedaż. Spotykamy tu również w latach 20-tych ub. w. skład
towarów kolonialnych ze specjalnością "świeżo palona kawa" Piotra Kupczaka.
Na pocztówce z czasów sprzed I wojny światowej widzimy sklep kolonialny
Petera Kubczaka w wyburzonej niedawno (budowa Plazza Rybnik) ładnej
kamieniczce na rogu Raciborskiej i Dworek. Być może chodzi o tą samą osobę.
Nawiasem mówiąc za Soppami (Karol Soppa mial w Rybniku mleczarnię) od strony
Wiejskiej znajdowała się Pierwsza Górnośląska Fabryka Pantofli Braci
Drzewieckich. A naprzeciw niej jeszcze po wojnie pracowały piece z odlewni
Bartońków. Przekroczywszy skrzyżowanie z ulicą Wiejską napotykamy sporą
kamienicę Lepiarczyków (bardzo podobną w wyglądzie do ich kamienicy na
Sobieskiego). Lepiarczykowie pochodzili z Krakowa i wyjechali doń z Rybnika.
Sławny historyk sztuki rybniczanin prof. Józef Lepiarczyk to właśnie członek
tej rodziny , o której tu mówimy. W kafelkowej kamienicy Lepiarczyków - jak
wynika z reklamówki - mieścił się sklep kolonialny pana Szlosarka. Pod tym
samym numerem spotykamy także (lata 20-te ub.w.) skład meblowy Józefa Olesia.
Kolejny dom uległ przed wojną niezbyt ciekawej przebudowie, bo na
pocztówkach z okolic I wojny światowej widzimy piękną stylową kamienicę. Dom
został zakupiony przez Franciszka Grzybka i przebudowany w 1936. F. Grzybek
zajmował się kontrolą jakości mięs i wędlin. Tutaj czyli pod "17"
zamieszkali przybyli z Siemianowic państwo Mildnerowie. Ojciec pani
Kazimiery Mildner z domu Boczek (ur.1922 w Gnieźnie) przed i po wojnie
pracował jako kolejarz. Natomiast mąż Feliks Mildner był po wojnie znanym
organistą u oo. Franciszkanów. Pani Kazimiera sporo zapamiętała z
przyrynkowego odcinka przedwojennej ulicy. Za domem Grzybków mieściła się
fabryka kartonów Musiolików (Muscholik), po wojnie wytwórnia musztardy.
Także następny dom należał do niemieckiej - w zgodnej opinii bardzo
porządnej - rodziny mistrza piekarskiego Nowaka. Żona mistrza Nowaka kilka
godzin po urodzeniu bliźniąt stała za ladą w piekarni ! Raciborską przed
rozwidleniem z Hallera i Wodzisławską zamyka przepiękna, wyniosła (nawet w
podupadłym stanie) kamienica. Tu kiedyś mieścił się "Schlesische Hof" czyli
"Śląski Dwór" - hotel i restauracja, a po I wojnie "Hotel Śląski". W tym
czasie budowla oznaczona od strony Raciborskiej numerem 23 została kupiona
przez pochodzących spod Kępna Piotra i Martę Kupczaków.
Nie pójdziemy teraz dalej w górę Raciborskiej czyli za skrzyżowanie ,
ale zawrócimy w stronę rynku, aby ponowić nasz spacer po przedwojennej
Raciborskiej od kamienicy rynkowej Sladky"ego, której bok ciągnął się
właśnie Raciborską i oznaczony był numerem 2. Był tu m.in sklep metalowy i
fryzjer. Po tej kamienicy nie ma śladu od ok.1945 . Pod "4" mieściła się
sporych rozmiarów kamienica Mandrellów. Po niej też nie ma śladu od ok.1970.
Zamieszkiwał tu m.in. Konrad Czaja, który wraz z Konskiem i Mandrellą
utworzyli spółkę, która nosiła nazwę "Makocza" - nazwa ze skrótu pierwszych
sylab nazwisk Mandrella, Konsek, Czaja. W pewnym okresie jako jej jedyny
właściciel widnieje Konrad Czaja. Firma zajmowała się produkcją płotów
drucianych oraz urządzaniem kompletnych ogrodów. Prawdopodobnie zaplecze tej
kamienicy aż po Nacynę zajmowały magazyny i zabudowania . Tu gdzieś
znajdował się także potem warsztat automoto pana Krajewskiego, który był
spokrewniony z Mandrellą. Prawdopodobnie te magazyny i zabudowania
produkcyjne usadowione były pod numerem 6 lub nawet 6 i 8. Wiktor Mandrella
prowadził firmę rozprowadzającą materiały kopalniane i hutnicze żelazo
sztabowe, rury gazowe itp. Słowem handel żelazem. Na terenie Mandrelów, na
rogu dzisiejszej ulicy Marii C. Skłodowskiej stała opodal Nacyny pierwsza
drewniana bóżnica (z 1811) dopóki gmina żydowska nie wybudowała nowej
synagogi w 1848. W jednej z reklamówek pod numerami 10 do 12 widnieje
śląska Fabryka Musztard "Piast" wł. E Cieśla i Ska. Dziś pod "12" stoi blok
postawiony tu w latach 50-tych ub.w. Tu, czyli już za rzeką. Pamiętajmy
ponadto, iż przed wojną nie było dzisiejszej ulicy Marii Curie Skłodowskiej,
choć istniał łącznik w kierunku starego kościoła. poprzez nadrzeczne tereny
zajęte głównie przez zieleń ogrodów znajdujących sie na tyłach kamienic z
rynku i ul. Kościelnej. Nad rzeką znajdowała się kuźnia mistrza kowalskiego
Leśnika. Zaraz obok Górnośląska Fabryka Mebli pana Wyleżycha, który też
zamieszkiwał tu z rodziną. Na zapleczu znajdował się uroczy ogród , który
przylegał do Nacyny, tworzącej w pewnym miejscu zatoczkę z widoczną na
zdjęciach zakotwiczoną łódeczką. Opodal znajdował się tartak pana Suligi
(mniej więcej gdzie dziś Plazza). Po wojnie baza PKS. Być może właśnie po
przeciwnej stronie owej zatoczki znajdowała się garbarnia Żurków, a po jej
spaleniu czekoladowy zakład pana Sobczyka (obok dzisiejszej "Biedronki").
Tak więc idąc w górę Raciborskiej zrobiliśmy woltę w prawo myszkując po
zapleczu przedwojennej zabudowy. Wracamy więc na trotuar, aby spostrzec, że
w miejscu niewielkich domków mistrz rzeźnicki Gomola wybudował stojący do
dziś niezbyt piękny prostokątny gmach, na którego zapleczu znajdowała się
ubojnia. Dziś dom znajduje się pod numerem 20. Czy był pod tym samym przed
wojną to kwestia otwarta. Kolejny dom prawdopodobnie należał do rodziny
Ogermanów i mieścił sklep kolejowy. Natomiast ładna niewielka kamienica na
rogu Raciborskiej i Dworek (miała nr.24), która już nie istnieje (dziś jest
tu pusty plac...) należała prawdopodobnie do Kuppermannów. Pisaliśmy już o
niej wyżej. Rybniczanie pamiętają, że w latach 30-tych znajdował się tu
zakład fryzjerski Michalika. Od strony Dworek był warsztat szewski Szypuły,
potem Skrzypca. W przedwojennych reklamówkach na tym odcinku rybnickiej
ulicy spotykamy także w latach 20-tych ub.w. "Dom mebli" Kura dawniej Solorz
Brunon, który "dostarcza kuchnie sypialnie jadalnie i meble wszelkiego
rodzaju" jako nowość. Firma Nowak - Moczygemba miała swe tartaki parowe i
heblarnię (filię ?) nie tylko na Hallera-Rzecznej, ale i na Raciborskiej.
Reasumując można przynajmniej ten odcinek rybnickiej arterii nazwać ulicą
mebli i ogrodów.
Część II
Przechodzimy przez ulicę Dworek i trafiamy na kamienicę czynszową ,
gdzie zamieszkiwała m.in. wielodzietna rodzina - Fabianowie (mieli 14
dzieci). Dom wypalił się w 1945. Dwa kolejne domy należały do Bartońków i
Kubiców. Pan Kubica pracował przed wojną (i po wojnie) w Wydziale Ksiąg
Wieczystych. Obecnie znajduje się tu sklep komputerowy. Kolejny dom
zamieszkiwał z rodziną kierownik przedwojennej szkoły w Zamysłowie pan
Rogalski (dziś m.in. protetyka dentystyczna). A dom należał (wg. pani
Szczot) do Nowaka. Dalej, aż po staw Piownik ciągnęły się pola Luksów z ul.
Dworek. Tak doszliśmy do krzyża do rozwidlenia z Zebrzydowicką gdzie odcinek
kończyła posesja kupca z Sobieskiego Manneberga. Wchodzimy w odcinek
Raciborskiej za krzyżem. Na rogu stoi dom gdzie zamieszkiwała rodzina
inżyniera dróg i mostów Dylewskiego. Dalej wielka willa Chruszczów. Ponoć
przed wojna wyglądał mniej masywnie i został rodzinie podarowany przez
księcia pszczyńskiego. Potem było nieco przerwy i napotykamy
charakterystyczny rogowy dom Guentera Ochmanna (dziś Żabka) gdzie przed
wojną mieściła się restauracja, a Teodor Frueholz prowadził swą rozlewnię
wód. Toczyły się tu do jej piwnic wielkie beki piwa. Za Ochmannem stoi domek
z czerwonej cegły Augustyna i Katarzyny Scheiderów. Pomiędzy nimi w tyle
znajdują się jeszcze dwa domy gdzie przed wojną pomieszkiwały rodziny
Czempików i Dudów. Pan Czempik parał się m.in. amatorską produkcją lutniczą.
Za domkiem konduktora Augustyna Scheidera stoi większy dom Kiesiów gdzie
mieszkał budowniczy Grzesik. Dalej była piekarnia Lamperta i pole Harazima.
Potem dom niemieckiej rodziny Sopala, który wybudowano w 1927. Wreszcie
wybudowany w latach 1932/33 dom Bytomskich., a dalej dom rodziny Przeździng.
Za kolejnym (dzisiejszym) skrzyżowaniem zamieszkiwali Porwołowie, a u nich
Tomeccy i inż Owczarzy. Wreszcie rodzina Podleśnych.
Aby zachować kolejność domów wrócimy do skrzyżowania Raciborskiej z
Dworek i Wodzisławską, by rozpocząć naszą wędrówkę od domostwa i firmy
państwa Kopców. Mieszkali oni w domu pod numerem 31 nad dzisiejszym sklepem
z ziołami. Za domem od strony Raciborskiej rozpościerał się obszar zadbanego
ogrodu z altaną w kształcie pagody, a od strony Wodzisławskiej sławna
wytwórnia likierów. Tu też znajdowała się restauracja "Pod ostatnim
groszem"(z wejściem od Wodzisławskiej 2, bo kolejny dom czyli Wodzisławska 4
to rozlewnia wód mineralnych Wilczoków. Dom wciąż jest na sprzedaż). Patrząc
od strony Raciborskiej za ogrodem usadowiony był kort tenisowy. Dziś
znajduje się tu firma Meble Roman, a w miejscu ogrodu Blaszany pawilon Nasz
Dom. Za Kopcami pod 33 był dom i firma Ożogów (dziś Meble Borowiec). Pan
Ożóg prowadził tu warsztat automechaniki, szkołę jazdy, stację benzynową i
myjnię. Pod 35 znajdowała się willa Biegeszów - rodziny znanej z
patriotyzmu. Kolejny dom wybudowany prawdopodobnie przez Żurków został
kupiony przez rodzinę Paryzków, gdy ta sprzedała swój poprzedni dom na
Raciborskiej 39 Podkowikom. Ten dom ma numerację 35 a. Za nim pod 37
Szczyrbowie, u których mieszkali Grzybczykowie, Za Szczyrbami w głębi
niemiecka rodzina Taistrów (Teistra). Dom oznaczony numerem 37 a. Dalej
przy Raciborskiej znajdował się właściwy dom doktorostwa Paryzków, w którym
mieszkali Ryszkowie i który to dom jeszcze przed wojną sprzedali. Tak więc
pod numerem 39 znaleźli się Podkowikowie.
Tak doszliśmy ponownie do skrzyżowania z krzyżem gdzie rozchodzą się
ulice Raciborska i Zebrzydowicka. Od strony tej pierwszej ulicy znajduje się
dziś szkoła języków. Pod numerem 41 zamieszkiwali Zimonowie (Simon) , Michał
Zimon miał znaną rozlewnię wód i piwa. Kolejny dom - o ciekawej
architekturze zbudowany na początku XX wieku przez właścicieli Teodora i
Martę Frueholz. Za skrzyżowaniem z ulicą Sławików znajduje się dom pana
Konska. Potem dom malarza Ludwika Adamczyka, który jak twierdzi się do dziś
był tzw. "złotą rączką". Potem dom Jagodzińskich, gdzie pomieszkiwali
Mielimonkowie. Później był dom Tatarczyków (spokrewnionych z Tatarczykami z
Wiejskiej, do których należał znany franciszkanin o. Elzear). Tu mieszkała
nauczycielka pani Śliwa, która była ciotką pani Tatarczyk. Za kapliczką dom
Kuzberów (Kutzber). Pozostały jeszcze domy w rejonie skrzyżowania z ulicą
Szczęść Boże.
Raciborska to naprawdę długa ulica.
Michał Palica
do góry
Na
Kościelnej. Mała uliczka z dużymi tradycjami.
Kościelna ma klimat uliczek wielkomiejskich starówek. Aż żal , że nie
tutaj mieści się skupisko kawiarenek i restauracyjek jak przed wojną. Pod
numerem 5 mieścił się lokal Nowaków. Jakiś czas po wojnie kawiarnia
“Kaprys”. Pod “6” była restauracja Jana Szczepanka. Były też inne lokale.
Na zachodniej stronie ulicy jest więcej kamienic niż na wschodniej. Idąc
od rynku w stronę naszego starego kościoła mijamy po stronie wschodniej
długi bok kamienicy Rynek 1. Tu jakiś czas funkcjonowała mała drogeria. I
dopiero za “rynkową” kamienicą stoi pierwszy dom na Kościelnej. Przed
wojną , co wiem z opowieści pana Tadeusza Wilczyńskiego znajdował się tu
niewielki domek kryty strzechą , a w nim żydowskie sklepiki. Jeden z
resztówkami bielskich materiałów , a drugi rybny z “niebywale smacznymi
wędzonymi śledziami i szprotami”. Jak wynika ze wspomnień Alojzego Frosa
to miejsce było własnością Kornblumów. Dalej była kamienica Zielonków w
której znajdował się sklep rowerowy. Jan Zielonka był oberżystą. Własność
dzielił z żoną Anastazją z domu Mańka. Kolejny dom Buchalików, gdzie po
prawej stronie było rzeźnictwo, a po lewej restauracja. Właściciel był
buchalterem czyli księgowym.
Następnie
dom Winklerów. Był tu meblowy , który prowadziła Franciszka Winkler.
Przylega on do kamienicy “plebiscytowej” , która jest własnością tejże
rodziny Tu mieściła się ich restauracja.
Idąc w stronę starej rybnickiej świątyni od strony zachodniej mamy
przylegającą do ratusza kamienicę. Była ona onegdaj własnością Jańczyków -
co widać na starej fotografii , która pokazuje nam wielce podniosły moment
przekazywania władzy w mieście Polakom. Widoczny jest tu m.in. doktor
Biały i inż. Malinowski. Wracając do kamienicy , to przeszła ona do
rodziny Kubiców po zamążpójściu córki. Kubicowie podobnie jak Jańczykowie
dalej prowadzili tu restaurację. Następny dom -ładna kamieniczka
-należał do Gafronów , co wynika z mapki z 1898r. Potem znalazł się w
rękach rodziny Joklów i mieściła się tu - jak i dziś - piekarnia. Nawiasem
mówiąc zauważyłem , iż często po wojnie ludowe władze rozsądnie
umieszczały w przejętych lokalach rybnickich kamienic sklepy tej samej
branży , co przed wojną. Jokel - właściciel piekarni był jednym z trzech
braci , z których jeden był rzeźnikiem i miał sklep na rynku , a drugi -
Gerard - tapicerem. Bruno Jokel uczył się fachu piekarskiego u pana
Scholza , który miał dwa zakłady - jeden na Jankowickiej , drugi na
Żorskiej czyli dzisiejszej Powstańców. Kolejnym domem była kamienica
Nowaków. Kiedyś własność Grubertów, a od 1908 Emila Cibisa. Najstarszy
zapis z 1789 r., kiedy to właścicielem był Leopld Scholz. Z opowiadania
pana Mariana Nowaka dowiedziałem się , że dom jest w posiadaniu ich
rodziny od 01.04.1919 , kiedy to nabył go Maksymilian Nowak (1867-1931).
Prócz lokalu gastronomicznego na piętrze znajdowała się salka ze scenką
gdzie nauczycielstwo rybnickie spotkało się z Wojciechem Korfantym. Po
Maksymilianie dom i firmę przejął jego syn - cukiernik Paschalis
(1907-1978).Od pana Mariana wiem także , iż kolejny dom należał przed
wojną do Proskego , a potem Ziebisów. Ziebisowie mieli sklep rzeźniczy na
Łony i sporo majątku na dzisiejszej ulicy Kraszewskiego. Z innego źródła
wiem , że Ziebis miał na Kościelnej 7 drogerię w miejscu gdzie dziś jest
wejście do pasażu, a w sklepie obok znajdował się kolonialny Józefa Sachsa.
Numer 9 to dwa w jednym, bowiem dwie kamieniczki stanowiły całość. O tym
szczególnym miejscu opowiadał mi wiosną ub. r. pan Tadeusz Wilczyński. Coś
niecoś wiedziałem już o parowej cegielni i składzie żelaza , materiałów
budowlanych i szyb Jerzego Wilczyńskiego (1894-1978) , ale szerszy obraz
odmalował mi pan Tadeusz. Jerzy Wilczyński pochodził z Warszawy gdzie jego
ojciec miał wytwórnię sprzętu browarniczego - kadzi , beki itp. W Księdze
adresowej przemysłu i handlu z 1930 podana jest data założenia firmy -
1885. Jerzy był w wojsku carskim od 1914 , a powrócił z wojny z korpusem
gen. Dowbora-Muśnickiego . Ukończył w Warszawie handlówkę i jako prymus
dostał posadę na kop. “Saturn” w Czeladzi. Kopalnia była wtedy w rękach
francuskich , a Czeladź rosyjskich. Tu poznał matkę pana Tadeusza, której
ojciec był na “Saturnie” kierownikiem powierzchni. Pobrali się w 1921 i
wkrótce przenieśli do Rybnika. Tu Jerzy wespół ze znajomym kupił dwie
cegielnie , a w połowie lat 20-tych rozwiązał spółkę i pozostał przy
jednej własnej cegielni w miejscu znanym potem rybniczanom jako “Gliniok”
(przy ul. Cegielnianej). Otworzył firmę na Kościelnej 9 , którą to posesję
zakupił na spółkę z rodziną z Czeladzi. Jerzy Wilczyński był zapalonym
społecznikiem. Z posłem Prusem organizował np. kursy handlowe i jako radny
był u burmistrza Webera gorącym orędownikiem wybudowania w mieście szkoły
handlowej , bo ta egzystowała gdzieś po kątach. I jak wiemy gmach powstał
w latach 30-tych Po wojnie mieścił się tu “mechanik”. Jerzy Wilczyński był
też przed wojną skarbnikiem Związku Kupców Polskich w Katowicach.
Wracając do Kościelnej - w miejscu gdzie dziś jest optyk była brama
wjazdowa.Opowiadała mi onegdaj nieoceniona pani Majewska , że spacerując
Kościelną w piękny ciepły dzień dało się słyszeć dochodzącą z okien muzykę
wysokich lotów. Mieszkali tu bowiem gdzieś Szafrankowie. Ale gdzie to było
? Teraz już wiemy , że pod “9”. Jerzy Wilczyński otworzył drugi sklep z
materiałami metalowymi na Sobieskiego. Pomiędzy dwoma składami tekstylnymi
Aronstamma. Sklep ten znajdował się tam gdzie potem długo była apteka , a
dziś znana księgarnia.
Pod “11” mieściła się legendarna księgarnia Maksymiliana Basisty. Po
wojnie m.in. znajdował się tu Pewex. Jedyna córka Basistów wyszła za
magistra Pilnego i dom stał się własnością tej rodziny. Następny dom był
własnością Nowaków . Dom ostatni został w 1937 zakupiony przez Machulców
od rodziny Horantów. W tej kamienicy po lewej stronie był sklep z
dodatkami szewskimi pana Kominka , a po prawej restauracja , którą
prowadzili Horantowie. Emil Stronczek powiada , iż był to najczęściej
odwiedzany lokal przez uczestników uroczystości rodzinnych w starym
kościele. I np. jeśli ktoś rozrabiał albo nawet nie miał zbyt dobrego
charakteru mówiono : “ Chyba był chrzczony u Horantów”... A swą uliczkę i
całe miasto fotografował pewnie pan Pochaba, którego zakład mieścił się na
pod numerem czwartym.
Michał Palica
do góry
Na ul.
Św. Jana.
Mała , ale kiedyś jako łącznik ważna arteria
Na zdjęciu przedwojennym widzimy ulicę św. Jana gdzie wyraźnie widoczny
jest niewielki budyneczek wysunięty z
szeregu.
To tu mieściła
się przed wojną jadłodajnia “ U Hallerczyka”. Wacław Żaczek , który od lat
mieszka w Niemczech aż krzyknął ze zdumienia kiedy pokazałem zdjęcie w
albumie Marka Gruszczyka, gdzie widać ją wysuniętą przed szereg domów.
Niemniej zdziwiona była jego siostra pani Zeman.
Zacznijmy
jednak od “kamienicy plebiscytowej“ - jak ją nazywam, bo tu miał swą
siedzibę Komitet Plebiscytowy w 1921. Kupiona przez pana Winklera od wdowy
Szindlerowej (Schindler) za 400tys. mk. 01. września 1921 Emil Winkler już
zapraszał rybniczan do swej restauracji. Dom wcześniej należał wg. słów
pani Wandy Winkler należał do Danzingerów. Pani Wanda Winkler-Dudek
urodziła się w 1923 . Jej siostrą była żoną kapitana Kotucza , zmarła
niedawno w wieku 97 lat. Jej brat Eryk przeżył Mauthausen , aby zginąć po
wojnie z rąk UB. Eryk był lekarzem. Poznał go w obozie koncentracyjnym
inny lekarz , który potem ożenił się z jego i pani Wandy siostrą. W czasie
wojny Niemcy napisali smołą na kamienicy : Polen nach Dachau. Przed wojną
w kamienicy była restauracja , a głównie sklep meblowy. Z jej okien
patrzono na sowieckie czołgi , ktore w 1945 pojawiły sie u wylotu Rudzkiej.
W czasie walk na drugie piętro wpadł rosyjski pocisk zapalający. Jak mi
opowiedział brat pani Wandy Józef było to w czasie, gdy w kamienicy
Winklerów znajdowali się Niemcy, a dokładnie naprzeciw (dom Niśkiewiczów)
Sowieci. Dwaj bracia Winklerowie zdążyli z piwnicy wbiec na drugie piętro
i wyrzucić przez okno palący się już stół i ugasić płomienie wokół
pocisku, który dzięki temu nie eksplodował i nie wzniecił pożaru -
kamienica została uratowana. Inna bomba niestety po przeciwnej stronie
ulicy zniszczyła domek z jadłodajnią Żaczków.
Na
południowej stronie ulicy są tylko dwie kamienice - Winklerów sięgająca
sporo na Kościelną i Świerklaniec , którego fronton wylega na Sobieskiego.
Natomiast po stronie północnej jest sześć domów plus domek z kioskami.
Naprzeciw “plebiscytowej” stał domek Niśkiewiczów. O nim opowiedziała
pani Urszula Baron z domu Niśkiewicz rocznik 1937. Dziadek pani Urszuli
Bronisław urodził się w 1868 w Ociążu k/Inowrocławia , gdzie wyuczył się
zawodu piekarza - cukiernika. W Rybniku piekarnia znajdowała się w
podwórzu ich domu. Dziadek wyrabiał nawet lody. Z relacji “przedwojennych”
rybniczan wiem , że jako dzieci chętnie zaglądali do sklepu Niśkiewiczów
ze słodyczami. Dużą popularnością jak wynika z relacji pana Żaczka
cieszyły się tzw. “farby” czyli lizaki za grosze. “Bronis” - taką nazwę
miała rybnicka fabryka pierników założona w 1915 roku przez Niśkiewicza -
reklamowana jako pierwsza na Śląsku. Dorobiwszy się wybudował w 1937
obecny dom. Wynajął w nim lokal na sklep z akcesoriami szewskimi pana
Kominka , który nb. z rodziną mieszkał na II piętrze. Bronisław Niśkiewicz
miał siedmioro dzieci : trzy dziewczyny i czterech chłopców. Irena to
matka pani Urszuli. Babcia pani Urszuli zmarła wkrótce po urodzeniu Ireny.
Pan Bronisław ożenił się drugi raz. Zmarł mając 94 lata. Obecnie w domu
mieści się elagancka perfumeria pani Aurelii Burzan.
W kamienicy Glasnych obok Niśkiewicza mieścił się pierwszy polski Bank
Spółdzielczy w Rybniku. Z tego co dowiedziałem się od pana Frydeckiego -
spadkobiercy Glasnych - jego dziadek prowadził w tym domu rzeźnictwo.
Obok stał dom Machulców , gdzie mieścił się przypuszczalnie sklep z
obuwiem Skorupów lub Szewczyka. A w jego sąsiedztwie kamieniczka Dietmanna
gdzie był znany sklep muzyczny Steuera , który mieszkał zresztą na
piętrze. Zaraz obok na tej samej posesji była jadłodajnia Żaczków. Z
relacji pana Wacława Żaczka wiem , że Steuer był typem wolnomyśliciela.
Miał psa Princa i lubił dzieci. Zawsze pamiętał o urodzinach małego Wacka.
Kiedy raz zdał się zapomnieć skonsternowany malec zaczął w końcu wołać :
Herr Steuer Ich hab' geburstag ! A ten stał za firanką i chichotał. A
propos urodzin to zawsze obchodzono je uroczyście u Dietmannów i z tej
okazji angażowano fotografa. Myślę , że może samego Otto Liebecka , który
miał jakiś czas zakład na tej ulicy. Kiedyś długo szukano małego Wacusia ,
aż wreszcie ktoś go znalazł śpiącego ... w budzie Princa. Dom następny
należał do Nowaków i mieściło się tam rzeźnictwo , podobnie jak w
sąsiednim należącym do Machulców. Nastepny był własnością Brauerów i
znajduje się on już na Sobieskiego dokładnie vis a vis naszego rynku.
Michał Palica
do góry
Na
Sobieskiego - ulubiona ulica...
Przedwojenna ulica Sobieskiego była ulubionym deptakiem
Rybnika w stronę rynku. Za czasów przynależności Rybnika do państwa
pruskiego zwała się Breitestrasse czyli jak dziś w Żorach Szeroka. Od
pradziejów miasta stanowiła newralgiczny trakt od kościoła na wzgórzu do
kasztelu rybnickiego. To tu mieściła się stara karczma "Świerklańcem"
zwana. Dziś Sobieskiego wraz z ulicą Powstańców Śląskich stanowi główny
trakt od rynku- będącego synonimem materialnego życia - do naszej bazyliki
św. Antoniego, która już z dala jest widoczna dla przyjezdnych jak katedra
w Koloni.
Zacznijmy nasz przedwojenny spacer od numeru "1". Dom rodziny Nowaków.
Nazywam tę piękna kamienicę "domem Trunkhardta", bo tu ten wielce
zasłużony dla Polski i naszego miasta Niemiec, zięć właściciela, miał
przed wojną redakcję swej gazety "Katolische Vokszeitung". Przylega do
rynkowego domu Nogów, którzy zjechali do Rybnika z raciborskiej Nędzy.
Zanim posesja stała się własnością Georga Nowaka należała do rodziny
Glassny. Istnieje bardzo interesujące zdjęcie jeszcze sprzed budowy
kamienicy, na której miejscu stał typowy parterowy domek jakie możemy
jeszcze dziś zobaczyć na Powstańców Śl. czy Raciborskiej. Przed domkiem
Nowakowie. Łatwo stąd wywnioskować, że kamienicę w początkach XX w.
postawił mistrz rzeźnicki Georg Nowak. Wogóle, gdy patrzymy na mapki
z przełomu wieków XIX/XX widzimy, iż sporo terenów w śródmieściu należało
do rodziny Nowaków. Na parterze jeszcze w czasach pruskich znajdował się
sklep meblowy. Na jednym ze zdjęć widać postacie na balkonie. Może jedną z
nich była żoną Georga, a może jego córka Rita Trunkhardt ? Na parterze
domu w latach międzywojnia znajdował się m.in. sklep obuwniczy Fr. Szypuły
i odzieżowy Nowak&Wieczorek. W latach 30-tych widać na zdjęciu zrobionym
od strony rynku szyld "Sklep Tekstylny".
Kolejny dom powstał w początkach XX w. To najwyższa budowla na
Sobieskiego vis a vis ulicy Mikołaja Reja. Jeszcze w 1906 stał tu ostatni
z parterowych domków. Posesja była w XIX w. własnością rodziny Stephany. W
latach dwudziestych kupił ją pospołu z swą żoną pan Jojko właściciel
fabryki mebli od małżeństwa Wilczoków. Stąd w kamienicy mieścił się przed
wojną znany salon meblowy. Wcześniej był bank. Pisaliśmy o tym więcej przy
omawianiu historii rodziny i domu Jojków. Kolejna posesja nr.5 w XIX w.
stanowiła własność rodziny Nalepów. Przed wojną znajdował się tu budynek,
który niestety uległ zniszczeniu pod koniec wojny. Pogorzelisko wyburzono
i w latach 60-tych ub.wieku postawiono parterowy budynek, w którym
pomieszczono kilka prywatnych sklepów. Przed wojną znajdował się tu także
sklepik z pasmanterią i artykułami papierniczymi prowadzony przez panią
Stronczek. W latach 90-tych dobudowano piętro. Przed wojną miejsce to było
najbardziej znane z piekarni Mielimonki. Pani mieszkająca obok pamięta
dym, który wlatywał jej wprost do okien. Ale pieczywo było smaczne.
O posesji numer 7 zapiski są już z końca XVIII w. Właścicielami byli
m.in. Schaefferowie, potem Muellerowie. Kiedyś stała tu piękna piętrowa
kamienica. Niestety przebudowano ją jak na rynku jeszcze przed wojną
stawiając prostokątnego kloca. Dziś dom wygląda dużo lepiej. Studiując na
komputerze fragmenty jednego z domowych zdjęć zauważyłem w odbiciu szyldu
sklepowego mych dziadków dość wyraźny napis : Restauracja. Biorąc pod
uwagę kąt padania odbicia wywnioskowałem, że mieściła się ona w omawianym
domu . Nikt jednak nie chciał mi tego potwierdzić. Dopiero potwierdziła to
fotografia Ludwika Czecha z 1922 r. , a także pocztówka wydawnictwa
Polonia S.A. z Zamkowej, na której odkryłem dodatkowo, że w miejscu gdzie
później mieścił się sklep obuwniczy Bata wcześniej znajdował się sklep
rzeźniczy Józefa Wilczoka, który prawdopodobnie był wtedy też posiadaczem
kamienicy. I jak się zastanowić Wilczokowie należeli swego czasu do
bogatszych obywateli, bo tylko na Sobieskiego mieli cztery kamienice
(potem Jojko,Stachowski i znów Jojko, od którego "Świerklaniec kupił
Ogórek i jeszcze po przeciwnej stronie ulicy potem Heidrichów).Najbardziej
znanym przedwojennym właścicielem domu był Stachowski. Otworzył on w
latach 30-tych ub.wieku swój sklep. Był kierownikiem w domu towarowym
Beygi znajdującym się niemal naprzeciwko. Ale chyba najbardziej znany był
ten dom ze sklepu znanej czeskiej firmy obuwniczej Bata. W latach 20-tych
spotykamy tu sklep J. Ciupki z konfekcją męską . Miał on też tutaj skład
materiałów i warsztat krawiecki. Kolejny dom to powszechnie znany hotel "Świerklaniec".
Właścicielami przed wojną byli Wilczokowie, Jojkowie i Ogórkowie. O
Świerklańcu" napisano już tyle, że tu ograniczymy się do właścicieli.
Niewiele pozostało z historycznej magii tego miejsca. Jedynie można
przypomnieć, że w lokalu po lewej od wejścia głównego znajdowało się biuro
hurtowni tytoniowej Piechoczka. Natomiast kolejny dom, stojący
dokładnie vis a vis rybnickiego rynku to była własność Charlotty Brauer,
żony kupca z Rybnika, która dziedziczyła po Priesterach. W tym domu pod
numerem "9" mieścił się salon znanej amerykańskiej firmy "Woolworth" Był
to sklep wielobrażowy. Można wyczytać, że swego czasu firma miała
najwyższy drapacz chmur w Nowym Jorku. Jak czytamy "...ostatecznie budynek
ma 241 m i 60 pięter. Koszt budowy wyniósł 13,5 mln. dolarów, które
Woolworh zapłacił gotówką". Do 1930 był najwyższym budynkiem świata.
Neogotycki gmach (do dziś należy do 50 najwyższych amerykańskich) powstał
na Brodwayu na Dolnym Manhattanie naprzeciw nowojorskiego ratusza w 1913.
Firmę, której sklep znajdował się także w Rybniku założyli w 1911 Frank i
Charles Woolworth. Firmę tworzyła sieć sklepów typu "za pięć , dziesięć
centów". W 1962 firma sklepów typu "five and dime" zainicjowała sieć
Woolco , która przetrwała w tej formie do 1982 (w Kanadzie do 1994). W
1997 Woolworth zmienił nazwę na "Venator". Jednakże już w 1999 Venator
wyprowadził się z macierzystego drapacza chmur w Nowym Jorku i przeniósł
biura na 34 ulicę.W 2001 kompania znów zmieniła nazwę pochodną od swego
głównego produktu i nazwała się "Foot Locker Inc." Dlaczego aż tyle o tej
firmie ? Ano dlatego, że to właściwie od niej zaczął się rozwój sieci
sklepowych, dyskontów , wreszcie supermarketów. W lokalu po prawej stronie
bramy domu Brauerów znajdował się sklep Józefa Manneberga. Był to skład
żelaza i materiałów budowlanych. Potem Manneberg przeniósł go wyżej pod
numer "15". Podobny sklep naprzeciw otwarł Wilczyński. Kiedy Manneberg
wyjechał z rodziną sklep z tym samym asortymentem poprowadził pan Sikora.
Materiały na zaplecze dowoziło się od strony ulicy Gliwickiej. Wymiary
niektórych nie pozwoliły by dostarczać towarów wielkogabarytowych do
magazynu od strony Sobieskiego. Następny dom czyli "13". Dom był także
własnością Priesterów, a od 1927 Jana Świerkota mistrza piekarskiego,
który miał tu własny punkt ze swoimi wypiekami. Piekarnia była na
zapleczu. Tu znajdował się sklep patrioty Stanisława Kurzawy, który
sprzedawał materie, przybory krawieckie, czapki dla kolejarzy, sokołów,
celnych, powstańców, a nawet odznaki dla wojskowych i urzędników. W
reklamówce z końca lat 20-tych czytamy, że poszerzył asortyment o pasy
oficerskie, szable i własny warsztat krawiecki. Na zdjęciu z lat 30-tych
ub.wieku widać tu też sklep zegarmistrzowski Ludwika Łukaszczyka. Sklep
Kurzawy uwieczniony na rybnickiej pocztówce. Pod "15" znalazł lokal
wspomniany już kupiec materiałami metalowymi i budowlanymi Sikora. Dom był
długo, bo aż do wyjazdu z Polski własnością Józefa Manneberga. Jan Sikora,
kupiec z Wodzisławia, stał się oficjalnie właścicielem w 1939 roku. Pod
"17" znajdował się sklep Pawła Kabuta z kapeluszami i czapkami w bogatym
asortymencie. Jako właściciela (1924) odnotowujemy komisarza policji
miejskiej w Rybniku Pawła Świertnię.Do wojennej historii tego
funkcjonariusza są pewne zastrzeżenia. Następny dom - "długa kiszka" - był
własnością Kopców właścicieli znanej wytwórni wódek i likierów na
Raciborskiej (za którą mieli nawet kort tenisowy). De facto właścicielkami
były od 1931 Eleonora Kopiec z domu Klosek i Maria Richter z domu Horn.
Stał się własnością Piotrowskich po ożenku Magdaleny i Ruty Kopcówien z
braćmi Piotrowskimi. W latach 20-tych mieściła się tu wytwórnia likierów
Franciszka Mikeski (Fr. Mikeska Oberschlesische Spirit-Industrie Sp. Akc.
z Rybnika). Przez jakiś czas mieścił się tu także sklep muzyczny Steuera.
Następny dom należał do budowniczego Richtera. Na piętrze przyjmował
doktor pediatra. W ostatnich dwóch domach po nieparzystej stronie, które
znajdowały się naprzeciw wylotu ul. Powstańców Śl. znajdowały się : pod
"23" znana "Apteka pod lwem" prowadzona przez panią Faber i też znany
sklep mięsno-wędliniarski Augustyna Wieczorka. Oba domy stały na jednej
posesji, której właścicielką była w 1918 Maria Muschalik z domu Machoczek,
w 1931 J. Janduda drogerzysta z Janowa z żoną Elzbietą z domu Muchalik, w
1932 Paweł Wieczorek z Rybnika, a w 1938 Anna Faberówna, prowizor
farmacji.
Zawrócimy
teraz w dół w stronę rynku. Tym razem parzyste numery ulegać będą
zmniejszaniu. W tym ciągu pomiędzy rogowym Rospenków a rogowym Beygów
znajduje się dziewięć domów. Interesująca kamienica Rospenków z początku
ub. wieku stoi na rogu Sobieskiego i Łony. W niej od strony Sobieskiego
38 znajdował się sklep drogeryjny Rospenków i kwiaciarnia ogrodnictwa
Porałów. Pod numerem 36 działał "Józef Kaiser i S-ka". Skład oferował
jedwabie, płótna, poszwy, kołdry watowane, pledy, firanki, dywany,
linoleum, a nawet pończochy i skarpetki. Kamienica architektonicznie
przypomina dom towarowy Pragera z rynku, więc możliwe , że i ona jest
tworem firmy Martiniego.Właścicielem domu był kupiec Max Dombrowsky, a po
nim jego córka Flora wraz z mężem Józefem Kaiserem. Ci Kaiserowie nie
mieli jednak nic wspólnego z salonem kawy KKG, o którym mowa niżej. Pod
numerem 34 natomiast znajdował się sklep patrioty Alojzego Prusa.
Prowadził on sprzedaż rowerów, maszyn do szycia, a nawet maszyn
rolniczych. Jak czytamy w 1928 sprzedawał już motocykle , a nawet
gramofony i płyty do nich. W głębi podwórza prowadzono warsztat naprawy
rowerów. Pod koniec lat 30-tych sklep A.Prusa widzimy niżej pod numer 30.
Numer 34 wskazano też jako miejsce składu papierniczego Wiencka. Dom był
własnością Kornblumów, potem (1936) kupca Zygmunta Glińskiego, rybnickiego
kupca. Pod numerem 32 natomiast działał zegarmistrz Gatnar, właścicielami
kamieniczki była w początkach wieku Fanny Hallatsch, potem (1934) Klara
Hallatsch, żona zegarmistrza z Rybnika. Nieco jeszcze pamiętam starszego
pana Gatnara, który wynajmował tu pomieszczenia na warsztat czasomierzy.
"30" była od 1920 własnością Alojzego Prusa ( o którym nieraz była mowa) i
jego żony z domu Ficek. O jego działalności handlowej była już mowa
wyżej. Zaś numer 28 to kamienica Józefa Manneberga mającego też -
przypomnijmy -dom naprzeciw. Manneberg zrozumiał co szykuje Europie nowy
wódz Rzeszy i przezornie wyjechał z kraju. Dom pod nr. 28 zakupił 31.08.
1939 (!) R. Wojtyłko z Sosnowca. Mistrz krawiecki Józef Stebel miał tu
-przynajmniej w latach 20-tych ub. wieku - sklep delikatesowy. Następny
dom należał do Jana Nogi (1922), kupca z Rybnika. Tu sklep tekstylny
miał E.Aronstamm (potem zmienił nazwisko na Arnowski). Wcześniej
Aronstamm miał swój sklep - a prowadził asortyment z bielizną, pledami,
jedwabiami, firanami - w kamienicy na rogu Powstańców Śląskich i
Gliwickiej (dziś -w 2008- popularna cukiernia). Potem na Sobieskiego miał
dwa. Ten , o którym mowa i jeszcze pod numerem 22 w domu Baruchów i
Glassnych. Glassny prowadził tu sklep papierniczy. Pomiędzy sklepami
Aronstamma, pod 24-tym usadowiła się firma Wilczyńskiego z wszelakim
potrzebnym ludziom żelastwem. "Usadowiła się naprzeciw sklepu Manneberga,
by konkurencję mieć na oku". Dom był Wilczyńskich (od 1936). Gdzieś tu za
Aronstammem znajdował się sklep sportowy Ungerów. Może w kolejnej
kamienicy będącej własnością F. Heidricha (wcześniej Wilczoków), gdzie
tenże miał swój "Dom Obuwia" (potem także na rynku). Z kolei okazała
narożna kamienica Czesława Beygi z domem towarowym (wcześniej taki sam dom
prowadził tu poprzedni właściciel Leschcziner). Poza tym kiedyś posesja
miała dwóch właścicieli : Leschczinera (część bliżej rynku) i E. Glassnego
(część
w stronę bazyliki). Za nią kamienica o glazurowanej cegle J. Lepiarczyka ,
który prowadził sklep z różnościami : czapki, artykuły męskie, szkło ,
porcelana i żywność. Lepiarczykowie białokafelkową kamienicę też mieli na
Raciborskiej. Rodzina ta pochodziła z Lysek. A syn kupca Jana Lepiarczyka
Józef - rybnicki gimnazjalista - stał się bardzo znanym naukowcem,
profesorem UJ. Kolejny dom (również niestety przed wojną przebudowany na
klocka) należął do Rojków i w nim mistrz Rojek prowadził warsztat
elektryczny , sklep z akcesoriami elektro, a nawet sprzedawał rowery.
Babcia ma kupiła u niego damkę "Otello" na raty. Rachunek i zdjęcie się
zachowały, damka niestety nie. W kolejnej kamieniczce znajdowała się
trafika Tatarczyków. Był tu nie tylko wielki wybór wyrobów tytoniowych i
alkoholowych, ale także kantor walutowy, punkt sprzedaży losów, biletów
na spektakle teatralne i do kina. W sąsiedztwie Ludwik Godziek
(właściciel) prowadził mleczarnię , a obok oferował swe usługi
zegarmistrz, optyk i złotnik A. Krakowczyk. Jak dowiedziałem się od Pawła
Godzieka zegar widoczny na zdjęciach od strony ulicy nie był czasomierzem
elektrycznym, ale chronometrem na naciąg. Widoczny jest zresztą na zdjęciu
L. Czecha z lipca 1922 , kiedy to dokumentowane były przez niego dni
powrotu Rybnika do Polski. Nie wiadomo jednak czy potem był to ten sam
chronometr. Kolejny dom to kamienica Neumannów przynależna do Reja, lecz
od strony Sobieskiego znajdował się drugi sklep obuwniczy Gawrona. Jeszcze
w 1925 był tu sklep odzieżowy Otto Bayera. Gawron jeden sklep (ten
pierwszy?) miał na rynku w sąsiedztwie bezpośrednim ratusza. Na górze domu
mieszkała rodzina Skoczeniów. Powoli przekraczając Reja zbliżamy się do
rynku, do końca naszego spaceru. Rogowy dom był własnością rodziny Nowaków
i na rogu - jak dziś - działał mistrz fryzjerski Korbasiewicz. Latem z
otwartych okien na piętrze dało się słyszeć piękne dźwięki , jakie z
fortepianu wydobywała żona właściciela kamienicy , pani Nowak. Kolejny dom
- własność Nowaków - mieścił winiarnię "J.Pogoda", której właścicielem był
Hugo Cichy. Oferowała ona m.in. "Dobrze pielęgnowane piwa Rybnickie,
Okocimskie i Tyskie w syfonach do domu". Oczywiście największy był wybór
win. Obok znajdował się sklep ze światem kawy "Kaiser's Kaffee Geschaeft"
. Była to gdańska firma zajmująca się paleniem kawy. W sklepie klienci
zbierali kuponiki za zakupy i przy odpowiedniej ilości wracało się do domu
np. z przepięknym serwisem do kawy z ćmielowskiej porcelany "cienkiej jak
papierek". Na fotografiach z okresu przed pierwszą wojną sklep znajdował
się w ostatnim domu, co widoczne jest na widoku z rynku. Później w tym
ostatnim domu jako sąsiad rynkowego Pragera usadowił się sklep
Leschczinera. Dom zreszta należał do jego rodziny. Leschczinerowie nb. na
dawnej Breitestrasse mieli do pierwszej wojny światowej sporo majątku. Na
Sobieskiego kwitło życie towarzyskie i handel. O ile domy nie tak często ,
to sklepy zmieniały właścicieli jak wszędzie. Pewnie niejeden został
pominięty jak np. Braci F.F. Ćwik słynących w branży krawieckiej i
futrzarskiej, który znajdował się gdzieś na tej ulicy czy "Drogeria
Warszawska". Pierwszy z całą pewnością istniał tu w połowie lat
dwudziestych ubiegłego wieku, drugi chyba w latach 30-tych...
W spacerze po ul.
Sobieskiego towarzyszyliśmy Michałowi Palicy
do góry
Spacerkiem po Rynku.
Rynek pierzeje
północna i wschodnia.
Centralny plac miasta także przed wojną niejednokrotnie zmieniał swój
wygląd. Jego historia jest bardzo ciekawa. Wyodrębniono go w czasach
lokacji grodu XIII / XIV w. w miejscu dawnego stawu , po którym została
struga płynąca w
poprzek
rynku. Pierwsze murowane budynki pojawiły się z końcem XVIII w. Idzikowski
informuje w swej Kronice z 1861 , że wszystkie 22 domy rynkowe były już
wówczas murowane. Kamienice na rynku są dość zróżnicowane
architektonicznie. Nas interesuje 20-lecie międzywojnia. O ile właściciele
w tym czasie raczej się nie zmieniali , to wynajemcy lokali i ich
asortyment jak wszędzie podlegał zmianom. Stąd trudno czasami ustalić w
jakich latach kto zajmował dany lokal. Jeśli był to właściciel budynku i
prowadził jakiś interes, to on trwał w danym miejscu najczęściej przez
cały okres II RP. Musimy jednak przypomnieć o nieszczęściach i zamieszaniu
jakie przyniosła hiperinflacja 1923roku, a potem wielki kryzys światowy.
Czasem jeszcze przez kilka lat dawni właściciele byli w stanie utrzymać
stan posiadania, ale potem się poddawali i odsprzedawali swe domy ze
stratą tym co się dorobili.
Zdarzało się jednak , że musiałem mym “przedwojennym” krajanom
udowodnić , np. , że Maria Wilkowska zanim otwarła znany wszystkim sklep
na Łony miała punkt na rynku , co wiedziałem z mych domowych reklamówek. I
oto szczęśliwie znalazłem zdjęcie gdzie wyraźnie widać jej sklep na rynku.
Podobnie Gawron “przedwojennym” rybniczanom kojarzył się wyłącznie z ul.
Sobieskiego i z obuwiem , a przecież był także tytoniowy sklep Gawrona na
rynku. Potem był obuwniczy. Nie pamiętają tego , bo po prostu byli wtedy
za mali. A poza tym człowiek najlepiej pamięta to, co było na początku i
to co się zdarzyło na końcu jakiegoś okresu życia.
Rynek 1. Tu była stara kamienica Urbańczyków, potem Mateyków. Powstała
w I poł. XIX w. Przebudowano ją w 1925 ze stylu klasycystycznego na
klasycyzujący modernizm. Na tympanonie widoczne litery OS czyli Oswald
Mateyka. Na parterze częściowo zachowane sklepienia z XIX w. Mateyka miał
widać słuszne powody , aby dom przebudować , ale i dawny gmach miał swój
urok . Czasem człowiek się dziwi , że nawet przed wojną piękne stare
fasady zmieniano na proste kloce. Tym bardziej szkoda , bo po wojnie
niektóre kamienice wogóle zniknęły. W budynku numer 1 był skład towarów
kolonialnych Jan Urbańczyk' Syn , którego jako właściciel widnieje Anton
Dessner.. Była tu też palarnia kawy. Inż. Szlesak mówił onegdaj , że dom
ma wielce ciekawe fundamenty wskazujące , iż jest jednym z najstarszych
miejsc w Rybniku. W lokalu z prawej widzimy na zdjęciach z lat 30-tych
mleczarnię. Następny dom należał do Nowaków , potem Scharlów i znajdowała
się tu m.in. ich piekarnia (z prawej). Dom z XIX w. Ten dom jak i “4”
Mateyków noszą znamiona stylu klasycystycznego. Tak jak dziś , rynek był
miejscem rozlicznych imprez. To tutaj zaczynały się starty wyścigów
kolarskich czy motocyklowych , co uwieczniono na fotkach. W omawianej
kamieniczce na fotkach z lat 30-tych widzimy z lewej szyld Rybnicki Młyn
Motorowy (1934), a rok później Młyn Motorowy dóbr rycerskich Bełk. Co
jeszcze bardziej ciekawe na fotografii z 1928 widzimy w tym miejscu szyld
"Wiedeński Chic". Dwa kolejne domy należały do Mateyków . Pod numerem “3”
Oswald Mateyka prowadził hurt mąki , Kurt Vieveg miał piekarnię. Pod
czwórką Franza Mateyki był jego sklep rzeźniczy, potem kaufhaus Willy
Rahmera . W 1922 właścicielem był kupiec Juliusz Malik , a w tym samym
roku Górnośląski Bank Handlowy. Jeszcze w 1927 znajdował się tu skład
porcelany i kryształów Józefa Przybyły. Po kupnie domu w 1927 (1929) przez
Jana Nogę Przybyła musiał opuścić lokal (przeniósł się w sąsiedztwo Banku
Ludowego), a w jego miejsce powstał sklep z porcelaną , kryształami,
szkłem i galanterią Jana Nogi. W 1925 miało tu siedzibę “Towarzystwo na
rzecz opieki nad uchodźcami z państwa niemieckiego i czeskiego” z centralą
w Katowicach, a także sklep tekstylny Piecha i synowie gdzie każdy
członek “Sokoła” otrzymywał 5% rabatu. Dom pochodzi z XIX w. Jak widać
piekarnie były wizytówką tej ściany naszego rynku.
Z północnej przenosimy się teraz na wschodnią pierzeję rynku. Tu na
pocztówkach z początku wieku widzimy niewielki dom , zaś po przebudowie
przez firmę Martiny - Malinowski wczesnomodernistyczną budowlę , której
widok związał się nieodłącznie z naszym rynkiem. Tu mieścił się przed
wojną znany dom handlowy Pragera. Na jego zapleczu znajdowała się szwalnia
i pracownia krawiecka R. Lubosa. Kupiony tuż przed wybuchem wojny przez
rodzinę Dziwokich. Kolejny dom był w początkach XX w. znacznie ciekawszą ,
niż dzisiejsza , neorenesansową budowlą . Tu mieściło się dawne przejście
do fabryki cukierków “Delicje” należącej do brata "czekoladowego"
potentata Sobczyka i rozlewni octu Józefa Kuczery, który był z zawodu
destylatorem. Przejście ciągnęło się aż do Placu Wolności. Zaś w samym
budynku miała miejsce restauracja Adama Przybyły, który był właścicielem
do 1932. Potem przeszedł na własność Franciszka Przybyły i jego żony
Magdaleny. Oboje pochodzili z Grodziska. Od 1939 właścicielem stał się
kupiec Jan Noga. Adam Przybyła miał też wytwórnię wódek i likierów oraz
restaurację w Katowicach. Zmarł młodo. O jego barwnej postaci nieco
więcej w innym miejscu. Następna klasycystyczna kamienica z XIX w. była
własnością rodziny Buchalików. Ryszard Sobczyk poślubił córkę Buchalików,
mieszkali w wielkiej kamienicy naprzeciw starego kościoła. W tym domu
zamieszkiwali księża i kościelny Gilner zanim wybudowano w 1938 nowe
probostwo. Sobczykowie mieli bryczkę, potem auto. Jako ciekawostkę można
dodać, iż za tzw. proboszczówką na Placu Kościelnym były stajnie. Potem
wybudowano tam kamienicę. Sam Ryszard Sobczyk podobnie jak brat Jerzy
produkował słodycze. Manufaktura jego "cukierków na worki" znajdowała się
w oficynie za kamienicą Buchalików i sięgała do Pl. Wolności. W samej
kamienicy znajdował się po prawej delikatesowy sklep Przegendzy, gdzie
m.in. kupowano znakomite masło z Gostynia. Przegendza znany z Bractwa
Kurkowego często chodził na polowania. Stąd w chętnie odwiedzanych
delikatesach duży wybór dziczyzny. Były wspaniałe sałatki itp. Bruno
Buchalik , który parał się handlem mąką zajmował pomieszczenia na lewo
budynku W tym też domu znajdujemy w 1924 skład zegarów i warsztat
naprawczy Ludwika Lukaszczyka. Wreszcie charakterystyczna kamienica z
balustradą i figurą. Należała do A. Boehma , który trudnił się dużym
importem spożywczym. Dom w stylu neorenesansu. Znajdował się w nim
kolonialny skład towarów właściciela i palarnia kawy. Rybniczanie
wspominają jego sympatyczną żonę , która tam sprzedawała. Dzieciakom
rozdawała cukierki, świetnie zachwalała towar , nie wypuściła nikogo bez
zakupów....Zginęła w obozie. Podobnie jak jeden z jej synów. Pan Boehm
ocalał. Po wojnie pochowany już jako katolik. Następna kamienica należała
do Godowskich. W tym domu w połowie lat 20-tych sprzedawali meble Bracia
Jojko, potem był porcelanowy J. Przybyły. Na innych zdjęciach na balkonie
widzimy szyldzik zakładu krawieckiego pana Bilińskiego, krawca męskiego ,
pod nim na I pietrze krawiectwo damskie prowadziła od 1931 Eleonora
Buras.W następnym domu znajdował się Bank Ludowy , po lewej, a po prawej
sklep z rowerami Leona Morawca , gdzie także kupowano wózki dziecięce i
był punkt wulkanizacji. Ten dom był własnością banku. Około 1925 na rynku
znajdował się też Konsum towarów delikatesowych i kolonialnych J.
Hoffmanna, być może tu. Dom z XIX w. podobny do “1” czyli styl
klasycyzujacego modernizmu. Wreszcie ostatni dom po tej stronie rynku. Był
własnością w 1/3 farmaceuty z Katowic Wacława Mrozińskiego i w 2/3 Pawła i
Karola Mende. W tym domu znajdował się znany wszystkim łasuchom
“czekoladowy” sklep Koenigsfelda , a obok apteka “Marjańska”. Przed
przebudową była to ładna kamienica z małymi okrągłymi okienkami na
poddaszu. Ściana wschodnia jest najbardziej rozbudowaną częścią naszego
rynku.
Rynek pierzeje
południowa i zachodnia.
Największe zmiany w XIX w dokonały się w naszym Rybniku , a więc i na
rynku za burmistrzowania Antona Żlasko i Roberta Fuchsa. Mamy naprawdę
ładny ryneczek. Właściciele domów dbają, aby zachować podstawowe ich
historyczne cechy. Świat musi się zmieniać to normalne. Jak ktoś
powiedział inaczej byśmy mieszkali dalej w średniowiecznych zamkach i
kasztelach. Na południowej ścianie pierwszą jest kamienica Jonasa
Aronadego przebudowana dla potrzeb księgarni w latach sześćdziesiątych.
Przypomnijmy , że żydowska rodzina Aronadych zginęła tragicznie w czasie
wojny. Tu mieścił się znany skład towarów kolonialnych właściciela. W
budynku obok - bardzo ładnej kamieniczce znajdował się cukiernia. Polacy
nazywali ją “Maleńka”, a Niemcy , tłumacząc : “Domek trzech dziewcząt”. Na
fotografii z 1935 widzimy w tym miejscu sklep o nazwie "Centrala
pończoch". Mieścił się też tu sklep z porcelaną Nogów , którzy zresztą
mieszkali na pięrze. A wcześniej sklep A. Aronadego. Kiedyś stał tu
domeczek będący własnością Aronadego. Został wyburzony i powstała nowa
ładna , wysoka kamienica. Należała potem do Nogów. Kolejny dom był
własnością Karola Jokla , jednego z trzech braci. Bruno był
piekarzem
na Kościelnej. Drugi tapicerem. Ten z rynku był rzeźnikiem. Czasem wydaje
mi się, że w dawnym Rybniku było tyle samo rzeźników , co i dzisiaj w
śródmieściu. Może to miasto powinno zmienić nazwę... Dla odreagowania
“krwawego tematu” - obok w tym samym domu znajdował się znany sklep
obuwniczy Fr. Heidricha. Wcześniej, w początku lat trzydziestych ub. w. -
co widoczne jest na zdjęciach - lokal ten zajmował L. Tatarczyk ze swym
sklepem galanteryjnym. Dla osłodzenia - właścicielem kolejnej sporej
kamienicy był Georg (Jerzy) Sobczyk , którego fabryka słodyczy słynęła od
XVIII w. Jej trzon znajdował się najpierw na tyłach domu. Wchodząc do
bramy od Korfantego - wytwórnia był na lewo , a na prawo zakład wyrobu
świec i gromnic Ten lub podobny "świecowy interes "właściciel miał też
koło sądu rybnickiego. Sobczyk przeniósł fabrykę za Hotel Polski , by po
spaleniu się ok. roku 1937 garbarni Żurków usadowić ją na tym terenie
(mniej więcej gdzie dziś Biedronka przy Skłodowskiej) . Pałacowa kamienica
Jerzego Sobczyka nawiązuje bezpośrednio do włoskiego renesansu.
Szczególnie rzucają się w oczy : balustradowa attyka , wykusz w osi
środkowej i piękne fryzy. To też budowla z XIX w. W sklepie Sobczyka
nieraz przebywało sporo ludzi , bo tu można było bardzo tanio nabyć tzw.
czekoladowe ścinki z bieżącej produkcji. W reklamówce czytamy : "R.
Sobtzick , rok założenia 1790. Fabryka miodowników, keksów, cukierków i
świec ołtarzowych". W lokalu rogowym prosperował Josef Gorzelanczyk, ale
na innych fotkach widzimy sklep Larisza.
Przechodzimy
teraz na stronę zachodnią rybnickiego rynku. Tu w kamienicy przylegającej
do Hotelu Polskiego znajdował się sklep z kapeluszami Marii Wilkowskiej,
nim jej firma na stałe “osiadała“ w domu na Łony. Maria Wilkowska zmarła
jeszcze przed wojną, ale jej imię pozostało w nazwie firmy prowadzonej
dalej przez siostrę. Salon Wilkowskiej sąsiadował ze sklepem sukienniczym
H.Weigmanna. Rynek 14 , to klasycystyczny dom z XIX w. chyba najstarszy w
obrębie Rybnika. Drugim był dom na rogu Zamkowej i Rynkowej , który
wyburzono w latach 60-tych. Kamienica była własnością Byśków i tu mieściła
się Stara Apteka oraz sklep radiowy. Jeden z Byśków zasłużył się dla
rybnickiego sportu motorowego. Sam dom pochodzi z XVIII w. , po
przebudowach w stylu klasycystycznym , pokryty tzw. dachem
naczółkowym.
Za domem znajdował sie wielki unikalny ogród. A po przeciwnej stronie
ulicy Raciborskiej znajdował się dom H. Sladky'ego. Zniszczony w końcu
wojny. Sladky prowadził skład wszelkich materiałów metalowych W jego domu
znajdował się też sklep z wełną, bawełną i jedwabiem Józefa Szewczyka. Na
innym zdjęciu widzimy w tym miejscu szyld Ł. Piecha. Wreszcie dom nr.17 i
on zamyka nasz łańcuch budowli rynkowych. Przylega on bezpośrednio do
ratusza. Ta klasycystyczna budowla podobnie jak Rynek 6 została
przebudowana w latach trzydziestych bezpowrotnie zatracając swój ciepły
wygląd. Podwyższono ją o jedno piętro i pozostawiono do dziś w stylu ( a
raczej jego braku) tzw. funkcjonalizmu. W tym domu należącym do Simonów -
Zimoniów znajdowała się w początkach ub. stulecia restauracja , a potem w
jej miejsce hurtownia tytoniowa Gawrona, a potem sklep z eleganckim
obuwiem. Po lewej na starym zdjęciu z 1925 widzimy szyld “M.Pik Nast”.
Pik reprezentował renomowaną firmę kapeluszniczą. “Przedwojenni” panowie
wspominają świetne kapelusze z tego sklepu. W reklamówkach znajdujemy też
firmę Wincenty Zimoń założoną w 1867 z artykułami męskimi , konfekcją i
futrami. I to ona widnieje potem na zdjęciach w miejsce Pika. Firmy
zmieniały się i czasem trudno ustalić która gdzie się znajdował jak np. w
1925 delikatesy Józefa Budnego, czy w 1928 drogeria E. Kiszki (podawany
jest adres Rynek 16), ale większość tych z lat 20-lecia udało się
zlokalizować dzięki pamięci “przedwojennych” rybniczan i zachowanym
starym dokumentom oraz fotografiom. O ratuszu z 1823 już tyle napisano, że
nie będziemy się w tym miejscu nim zajmować. Rybnicki rynek po zmianach
jakie dokonały się za prezydentury Józefa Makosza wydaje się dziś jeszcze
bardziej kolorowy i żywy. Kiedy się to dokonywało na początku lat 90-tych
udałem się na wieżę remontowanego ratusza i sfilmowałem amatorską kamerką
część rybnickiej transformacji. Znikała właśnie komunistyczna dołująca
szarzyzna. Nadchodził kolorowy drapieżny kapitalizm.
Po przedwojennym Rynku oprowadzał Michał
Palica.
do góry
Spacerkiem po ul. Reja.
Tu przed wojną najwięcej było fryzjerów.
Reja to króciutka uliczka w ścisłym śródmieściu łącząca ulicę Jana III
Sobieskiego z Placem Wolności. Przed nadaniem jej nazwy tego , który
stwierdził, że Polacy nie gęsi była ulicą skądinąd zasłużonego burmistrza
Rybnika Fuchsa. Rogowy dom przy Sobieskiego i Reja należał do Neumannów.
Neumann był mistrzem malarskim. Dom ten to właściwie dwa domy na Reja 1-3.
Na piętrze zrobiono przejście jakby do jego drugiej części. Dobrze go
pamięta rybniczanka pani Aleksandra, która tu jakiś czas przed wojną
mieszkała. Pisaliśmy już o tym przy okazji omawiania ulicy Sobieskiego, że
mieszkanie rodziny Skoczeniów czyli także pani Aleksandry Majewskiej miało
okna tak na ulicę Sobieskiego jak i Reja. Od Sobieskiego w latach 20-tych XX
w. znajdował się sklep z odzieżą Otto Bayera, a potem obuwniczy Gawrona.
Natomiast od strony interesującej nas ulicy Mikołaja Reja znajdujemy
następujących wynajemców : J. Kulpę ze sklepem galanteryjnym - "Fajki,
szczotki, lustra i wyroby skórzane" i J.Czaplę , który prowadził tu sklep z
bronią i amunicją, ale także zajmował się handlem "pojedynczymi meblami". Na
górze zamieszkiwali m.in. Kowaczykowie. Kiedy w II poł lat 30-tych
dobudowano drugie piętro w nowym mieszkaniu zamieszkali Pustówkowie. W
kolejnej kamienicy po stronie nieparzystych numerów czyli w domu niemieckiej
rodziny Zoremba, których córka wyszła za pana Kuczerę (potem Kuczerowie byli
właścicielami) swój salon fryzjerski oferujący "bardzo czystą usługę"
prowadził Jan Szafranek - ojciec założycieli naszej Szkoły Muzycznej. Domek,
w którym mieszkał Jan Szafranek znajdował się naprzeciw "okrąglaka" Cechu
Rzemiosł różnych i został wyburzony w 2007 roku. W omawianym domu na Reja
swój zakład prowadził V.P. Zoremba. Zakład zajmował się optyką,
czasomierzami i złotnictwem. Kamienica oznaczona numerem 7 należała do
rodziny Stęchłych, którzy przybyli do Rybnika z Wodzisławia. Zakupiona w
1937. W tej kamienicy znajdowała się m.in. lodziarnia, którą prowadził
(także jeszcze po wojnie) Konrad Stęchły. Jego brat stał się niejako twórcą
sporej grupy rybnickich adwokatów.
Ostatni dom był własnością rodziny Bezegów, która
przybyła do Rybnika z cieszyńskiego. Jan Kazimierz
Bezeg nabył posesję
mieszczącą się na rogu Reja i Placu Wolności prawdopodobnie od Nowaków. Jan
Kazimierz ur.1890 i jego żona Joanna z domu Talarek (z Zaolzia) ur.1891 po
ślubie w Jabłonkowie koło Karwiny przybyli do Rybnika gdzie po zakupieniu
domu znacznie go rozbudowali, co ilustrują bardzo ciekawe zdjęcia.
Prezentujemy na jednym z nich dom przed przebudową. Dom jest o piętro niższy
i krótszy. Pan Bezeg sporo go powiększył. Miasto potrzebowało nowych kadr we
wszystkich niemal dziedzinach życia w Odrodzonej Polsce, budowano więc i
rozbudowywano w Rybniku domy na mieszkania czynszowe dla przybywających
nauczycieli i fachowców różnych specjalności.Na fotografii widoczne jest
wyraźnie przejście od strony ul. Reja na podwórze gdzie mieścił się m.in.
zakład ślusarski pana Klosseka. Dziś jest w tym miejscu dobudowana część
domu. Poza tym widzimy na tym interesującym zdjęciu, że zabudowa za Bezegami
była aż do Sobieskiego niska, bo w dali widać górę wysokiej kamienicy Jojków
na Sobieskiego. Jan K. Bezeg, który był policjantem miał ze swą małżonką
Joanną czterech synów i córkę Marię. W kamienicy swój zakład skórzany
prowadził Żyd Weissmann. Tu także prowadził działalność
handlowo-rzemieślniczą inny Żyd, złotnik Goldberg. Najbardziej jednak jest
pamiętany zakład fryzjerski M.Grębowicza z wejściem od strony pl. Wolności.
Do niedawna znajdował się tu zakład fotografii cyfrowej Sonar, obecnie salon
obuwniczy. Tak więc od tej strony Reja mamy przed wojną dwóch
złotników-zegarmistrzów i dwa salony fryzjerskie.
Zdrowa konkurencja. To właśnie klasa średnia - która w Polsce nie jest
chyba zbyt doceniana - stanowi o mocnej pozycji państwa i dobrobycie narodu.
To jak w piłce - bez formacji środkowej czyli pomocy ani atak ani obrona nic
by nie mogły zdziałać.
Wróćmy na ulicę Reja. Po przeciwnej stronie chyba wszystko należało do
rodziny Nowaków. Charakteryzowała się niską zabudową podobnie jak Rynkowa od
strony południowej czyli od strony
browaru Muellera. W kamienicy na rogu
Sobieskiego i Reja zakład fryzjerski otwarł Korbasiewicz. I
to by było na tyle, bo o kinie "Helios"\' które tu się znajdowało i które
prowadziła pani Madajowa już pisaliśmy przy okazji omawiania przedwojennych
rybnickich kin (2007). Kino wejście miało od strony pl. Wolności. Jak
widzimy kasy znajdowały się na zewnątrz (okienka), wchodziło się więc
bezpośrednio na salę kinową. Od strony Reja sala projekcyjna miała okna
zasłonięte ciemnymi kotarami. Sprytne dzieciaki znajdowały jednak czasem
szparę i stawały się pełnoprawnymi - jakkolwiek darmowymi - widzami. Co
ubożsi dorośli zresztą robili to samo. Niektórym musiała rzeczywiście bieda
doskwierać, bo bilet kosztował jedynie 49 groszy, a filmy leciały 24 godziny
na dobę. Natomiast mistrz rzeźnicki Georg (Jerzy) Nowak od strony Reja
prowadził jeden ze swoich zakładów. Dziś nie ma już ani budynku kina, ani
zakładu mięsnego. Jak to mniej więcej wyglądało można jednak odnaleźć na
powojennych pocztówkach i zdjęciach. Reja to króciutka uliczka, ale jak
zauważymy i na małej przestrzeni wiele mogło się dziać.
Spacerował Michał Palica
do góry
Nigdy
nie zapomnę tego błysku w oku -
wspomnienie o Łukaszu Romanku
W
sobotni wtedy poranek obudził mnie dźwięk sms-a. Ponieważ było wcześnie
rano, jego treść była jakby za mgłą... to, co jednak przeczytałem
postawiło mnie na równe nogi. Czytałem tą wiadomość od mojego kolegi
kilkakrotnie... nie mogąc wprost uwierzyć w to, co widzę na ekranie mego
telefonu. Natychmiast zadzwoniłem do niego i wtedy usłyszałem, że to
niestety prawda...
Łukasza bliżej zacząłem
poznawać w roku 2002. Wtedy to właśnie podjąłem współpracę z Intermedia
Group, która wtedy relacjonowała mecze tylko drużyny RKM Rybnik. Pamiętam
pierwsze spotkania, wywiady. Łukasz był niezwykle serdecznym człowiekiem -
skrytym, niezbyt rozmownym na początku, ale z czasem się rozkręcał.
Pamiętam nasze wspólne wyjazdy na mecze, kiedy jeździliśmy klubowym
autobusem.
Kiedyś jechaliśmy na mecz ligowy do Rawicza. Łukasz uwielbiał piętrowe
autobusy, zatem ulokowaliśmy się na górze. Wtedy to pierwszy raz miałem
okazję z nim szczerze porozmawiać, bez kamer, bez tego meczowego
pośpiechu. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, co mówi. Natychmiast
zauważyłem jak ważną częścią życia jest dla niego speedway. Z jaką pasją
opowiada o każdych zawodach - o tych, co były i o tych, w których dopiero
miał pojechać.
Jego warsztat był wprost bajeczny. Jak na zawodnika w tym wieku, wszystko
miało swoje miejsce. Łukasz pieczołowicie przygotowywał się do każdych
zawodów. Wielką dbałością darzył swój sprzęt, który był dla niego
wszystkim. Nad warsztatem czuwał jego ojciec, Adam, zatem nie było
możliwości, aby czegoś zabrakło. Łukasz wielokrotnie podkreślał, że gdyby
nie tata, nie osiągnąłby tego, co ma.
Ciężko mi wracać, do tego feralnego wypadku w Lesznie. W mej pamięci
jednak, zapadła rozmowa, w której wielokrotnie pytał mnie, czy pojedziemy
tam ze swoimi kamerami. Nie dostaliśmy jednak tego zlecenia, zatem
powiedziałem, że nie. Widziałem, że był smutny i próbował jakby wymóc na
mnie, abym zmienił tą decyzję. Jakby coś przeczuwał...
Kiedy spotkałem się z nim po raz pierwszy od momentu wypadku, był to już
inny Łukasz, niż ten, którego znałem. Był jakby nieobecny, jakby w swoim
własnym świecie. Widziałem, że coś jest nie tak, ale on ciągle powtarzał,
że to minie, że to normalne. Nie do końca w to jednak wierzyłem, ale tym
razem postanowiłem mu zaufać.
W kolejnych miesiącach jeździł nieźle, ale ciągle czegoś brakowało. Na
treningach wygrywał z najlepszymi, w zawodach indywidualnych także. W
lidze jednak ciągle nie było idealnie. Kiedyś wspomniał, że ma tego dość,
że już nigdy nie będzie jeździł, tak jak kiedyś. Mówił, że chyba skończy
jeździć. - Będzie jeszcze czas, że będziesz najlepszy. Przyjdą takie
chwile, że wszyscy będą się Ciebie bali, a Ty będziesz jechał jak z nut -
odpowiedziałem. Pamiętam wtedy jego wzrok. Spojrzał na mnie z
niedowierzaniem, ale jednocześnie zauważyłem ten błysk w oku, którego nie
widziałem, już bardzo długo.
Kilka dni potem zdobył tytuł Indywidualnego Mistrza Polski Juniorów. Po
błyskotliwym wywiadzie, który miałem okazję z nim przeprowadzić, kiedy
operator wyłączył kamerę, wykrztusił: Dziękuję. Jego uścisk dłoni i tą
radość pamiętam do dziś.
Kolejne sezony to znowu tak samo. Super w turniejach, a w lidze niezbyt
różowo. Łukasz coraz bardziej zamykał się w sobie. Mówił mi, że brakuje mu
jakiegoś impulsu, spektakularnego zwycięstwa, aby się odbudować.
Bardzo cieszył się z wyjazdu do Australii. Wrócił jakby inny Łukasz,
odmieniony, uśmiechnięty, pewny siebie. Nie zapomnę, jak na prezentacji
drużyny rozmawialiśmy o kangurach, o betonowych bandach, o zwycięstwach.
To było coś niesamowicie pięknego.
Piątek, 2 czerwca będę pamiętał do końca życia. Byłem na ostatnim jego
treningu. Łukasz cieszył się, że pojedzie do Leszna. Pamiętam, jak
żegnałem się z nim po treningu, rzucił do mnie krótko: To było to.
Kilka godzin później już nie żył.
Kiedy oglądam nasze wspólne wywiady, kiedy oglądam mecze i zawody, które
miałem przyjemność komentować, ogarnia mnie i radość, i zarazem żal, i
ogromny smutek. Z jednej bowiem strony cieszę się widząc go ponownie w
kasku na torze. Widząc jego radość z wygranych biegów. Z drugiej strony,
ciągle liczę na to, że jego niebieski Peugeot Boxer wjedzie do rybnickiego
parkingu. Z niego wysiądzie Łukasz i powie mi: Wiem, wiem, powiem ci coś
do twego mikrofonu. Ale po zawodach.
Brakuje mi go bardzo. I nie tylko jego. Komentowałem także spotkania z
udziałem Rafała Kurmańskiego i Roberta Dadosa. Oni także często gościli
przy moim mikrofonie...
Mam nadzieję, że na tym już koniec. Mam nadzieję, że już nie włączę płyty
z mojego domowego archiwum i nie powiem sam sobie: Szkoda, że już nie
zadam ci nigdy kolejnego pytania.
Spoczywaj w pokoju
Łukaszu. W moim sercu jest dla Ciebie miejsce. Już na zawsze.
Michał Stencel
do góry
Norbert Kwaśniok 06.03.1931 - 16.07.2005. Prezes Towarzystwa
Miłośników Rybnika od 30.11.1999 -16.07.2005
Norbert
Kwaśniok przyszedł na świat 6 marca 1931 r. w Katowicach, w rodzinie,
dla której polskość znaczyła wszystko. Ojciec Norberta - Alojzy Kwaśniok -
uczestnik III Powstania Śląskiego, Strzelec Bytomski, w maju 1920 roku
maszerował na Kijów, skąd po powrocie trafił ponownie na front. Tym razem
jako żołnierz walczący w sierpniu 1920 roku z nawałą bolszewicką wziął
udział w walkach pod Dęblinem oraz w słynnej Bitwie Warszawskiej. W domu
Kwaśnioków bardzo mocno eksponowany był kult Józefa Piłsudskiego. Dlatego
też czteroletni Norbert wziął wspólnie z ojcem udział najpierw w pogrzebie
Marszałka, a potem w usypywaniu Kopca Piłsudskiego na Sowińcu w Krakowie.
Innym bardzo ważnym przeżyciem pięcioletniego Norberta był wyjazd także do
Krakowa, ale tym razem z Pułkiem Strzelców Bytomskich. Byli powstańcy
często zabierali z sobą rodziny. Jechali ze sztandarami, w mundurach lub
odświętnych ubraniach cywilnych. Alojzy Kwaśniok chciał, by jego dzieci,
nawet takie małe, uczestniczyły w ważnych patriotycznych uroczystościach.
Takie wychowanie, poprzez osobiste uczestniczenie, poprzez wspólne
przeżywanie doniosłych wydarzeń przyniosło efekty. Norbert szybko posiadł
szacunek dla wszystkiego, co wiąże się z przelewem krwi za Ojczyznę.
Został zapisany przez rodziców do drużyny zuchów, by chłonął tam atmosferę
polskości i uczył się koleżeństwa, lojalności i współpracy z innymi.
Aniela i Alojzy Kwaśniokowie przywiązywali ogromną wagę do wychowania
swych dzieci. Pragnęli, by uczyły się muzyki, chodziły do teatru, kina, na
koncerty. Mały Norbert uczył się gry na skrzypcach, pianinie i akordeonie.
Ponieważ ojciec również bardzo dobrze grał na skrzypcach, w domu często
urządzano wspólne koncertowanie. Wybuch II wojny światowej zastaje rodzinę
Kwaśnioków w Katowicach. 4 września, gdy do miasta wkraczali Niemcy, i
byli owacyjnie witani przez większość mieszkańców, Norbert wraz ze swoimi
kolegami obserwował wchodzenie wojsk agresora do Katowic. Następnego dnia
rano do domu przyszło dwóch umundurowanych Niemców i nakazali rodzinie w
ciągu 5 minut opuścić mieszkanie. Norbert Kwaśniok słyszał niemieckie
słowa: In fünf minuten muss die Wohnung geräumt werden! Anielę Kwaśniokową
z dziećmi Niemcy zaprowadzili do wyznaczonego budynku, gdzie już
zgromadzono wiele takich rodzin. Duża sala wypełniona była już ludźmi. Nie
ulega najmniejszej wątpliwości, że był to punkt zbiorczy do wysyłki do
obozu koncentracyjnego, które już w Niemczech istniały od 1933 roku.
Dzięki łapówce i interwencji siostry Jadwigi, Kwaśniokowie zostali
wypuszczeni. Zamieszkali w innym domu. Alojzy Kwaśniok został zwolniony z
aresztu z poleceniem natychmiastowego opuszczenia Katowic i podjęcia pracy
w Cieszynie. Aniela Kwaśniokowa z dziećmi opuściła Katowice i dotarła do
Cieszyna. Tam wynajęła malutki pokoik, gdzie potem wspólnie z całą rodziną
przemieszkali całą okupację. Norbert uczęszczał do szkoły, a 5 lipca 1942
r. przyjął I komunię Św. Prawie natychmiast z wyzwoleniem spod niemieckiej
okupacji zaczęły działać polskie szkoły. W 1947 roku udało się zamienić
mieszkanie w Cieszynie na mieszkanie w Katowicach. Tego samego roku
Norbert został wysłany do gimnazjum Pijarów w Krakowie. Po jego
ukończeniu, dlatego, że miał złe pochodzenie ( „prywatna inicjatywa”) nie
przyjęto go na studia. Dopiero w 1951 r. zdał egzaminy wstępne na
politechnikę. Na drugim roku studiów powołano go jednak do służby
wojskowej z przydziałem do marynarki wojennej. Znowu pochodzenie dało
znać. Jako synowi kapitalisty, przydzielono tzw. służbę zastępczą. Zabrano
go do pracy w kopalni „Wałbrzych”. Służba ta trwała 24 miesiące. Norbert
Kwaśniok rozpoczął fizyczną pracę na dole kopalni. Kiedy jednak przyznał
się, że zna język niemiecki, często wykorzystywano go jako tłumacza, gdyż
część dozoru technicznego składa się z Niemców. Od tej pory przydzielano
mu różne prace w biurze projektów. W 1954 roku minister Obrony Narodowej
PRL wydał rozkaz, iż wszyscy ci, którzy przerwali studia, by wypełnić
służbę wojskową, mogą ją wcześniej ukończyć i na studia powrócić. Tak więc
Norbert Kwaśniok wykorzystał tę sytuację i po 20 miesiącach pracy w
kopalni „Wałbrzych” wrócił na Politechnikę. Marzeniem Alojzego Kwaśnioka
było, by jego syn studiował chemię i poprowadził po nim fabrykę.
Osiedlenie sięKwaśnioka z żoną SabinąRybniku nastąpiło w 1972 r., gdy
otrzymał zatrudnienie w górnictwie. Jednak ten etap też nie trwał długo.
Zakładał kolejne firmy, aż znalazł możliwość w miarę stabilnego
funkcjonowania. Norbert Kwaśniok był wychowywany w kulcie dla książki.
Ojciec zaszczepił mu nie tylko chęć czytania, ale też zbierania książek. W
domu stworzył pokaźną bibliotekę. Gromadził książki i różnego rodzaju
wydawnictwa. Stąd też pomysł, aby być wydawcą książek. Książek o Rybniku.
Jako przedsiębiorca nigdy się nie skarżył. Ciężko pracował i sam sobie
zawdzięczał swoje niemałe sukcesy życiowe. Jest to piękna cecha, jaką
posiadał Norbert Kwaśniok, do której warto się odwoływać, którą warto
poznawać, pielęgnować i na jej podstawie uczyć, jak godnie i mądrze żyć.
Miał niezwykle silną wolę, nieograniczoną wprost odporność na wszelkie
przeciwności i ogromną wiarę, że mu się uda. Przeogromna ciekawość świata
i ludzi były siłą napędową wszelkich jego działań. Jego działalność
społeczna może być tego potwierdzeniem. Był fundatorem pomnika ostatniego
z Piastów - księcia Jana Dobrego odsłoniętego w 2000 r. przed rektoratem
Uniwersytetu Opolskiego. Piastował również funkcję prezesa Stowarzyszenia
na Rzecz Rozwoju Uniwersytetu Opolskiego. Dzięki Jego inicjatywie jako
prezesa Towarzystwa Miłośników Rybnika i fundatora, odsłonięto w 2000 r.
tablicę pamiątkową, a w 2005 r. duży drewniany krzyż upamiętniające pobyt
Karola Wojtyły w Rybniku-Stodołach. Norbert Kwaśniok dla każdego, kto go
znał, zostanie w pamięci jako człowiek niezwykły, o niebanalnej
osobowości, niezwykle przedsiębiorczy, ale i pomagający innym w realizacji
"prawie marzeń", aktywny, dynamiczny i bardzo charakterystyczny dla
regionu, w którym żył i którego synem się czuł – Ziemi rybnickiej. Śląska.
Marek Wołoski
do góry
Prowokacja
hitlerowska we wsi Stodoły to jeden z zapomnianych epizodów II
wojny światowej.
31 sierpnia 1939 roku,
koło godziny ósmej wieczorem, mieszkańcy niemieckiej wsi koło Rybnika
usłyszeli głośne krzyki w języku polskim. Uzbrojona grupa mężczyzn wyszła
z lasu i skierowała się w stronę przygranicznej strażnicy. Napastnicy
śpiewali na całe gardło polskie pieśni, wychwalali ministra Józefa Becka i
wygrażali Hitlerowi. Wioska zamarła, ludzie pochowali się w domach. Grupa
otworzyła ogień, ostrzelano budynek celny, opór był słaby. Ktoś ogłosił,
że teraz strażnica należy do Polski, bo opanowali ją powstańcy śląscy.
- Ludność była całkowicie zaskoczona, nikt się nie spodziewał takiego
ataku. Gdy wszystko ucichło, w polu na granicy zostało kilkanaście ciał w
niemieckich i polskich mundurach - mówi dr Bogdan Kloch, dyrektor Muzeum w
Rybniku, który pochodzi z tych okolic.
Wiadomość o napadzie Polaków na niemiecką strażnicę natychmiast poszła w
świat. Oficjalna agencja prasowa Deutsches Nachrichtenbuero jeszcze tej
samej nocy ogłosiła, że 31 sierpnia silnie uzbrojone polskie grupy
wtargnęły na terytorium niemieckie. Zginęli obrońcy niemieckich placówek:
radiostacji w Gliwicach i komory celnej w Stodołach (Hochlinden).
1 września 1939 Hitler mógł powiedzieć: "Polacy nie mają zamiaru
respektować granic państwa niemieckiego. Aby położyć kres tym szaleństwom,
nie pozostaje nic innego, jak na gwałt odpowiedzieć gwałtem". Wybuchła
wojna.
Wspólny kryptonim
Dzisiaj Stodoły to jedna ze spokojniejszych dzielnic Rybnika, nadal
otoczona lasami. Zachował się też nienaruszony budynek strażnicy, który
odegrał tak ważną rolę w dziejach II wojny światowej. Nikt go jednak nie
kojarzy z wojennymi wydarzeniami.
- Po wojnie o Stodołach prawie nie wspominano w publikacjach, informacje o
tym oszustwie są rzadkością. Szkoda, bo to interesująca historia -
stwierdza dr Kloch.
Co naprawdę wydarzyło się w Stodołach? Dzisiaj już wiadomo, że była to
prowokacja przygotowana przez tych samych esesmanów, którzy kierowali
napadem na gliwicką rozgłośnię. Obie akcje nosiły wspólny kryptonim "Tannenberg".
Działaniami w Gliwicach miał kierować esesman Alfred Naujocks, jeden z
najlepszych hitlerowskich specjalistów od spraw sabotażu i prowokacji.
Odpowiednie przeszkolenie przeszedł też esesman Josef Grzimek, któremu
powierzono napad na strażnicę.
Heydrich podał hasła: "Mały głuszec" był sygnałem dla dowódcy napadu na
Stodoły, "Wielki głuszec" - wezwaniem do zajęcia pozycji wyjściowych,
"Agata" - rozkazem rozpoczęcia akcji.
Trudne pytania
Do ataku na komorę celną w Stodołach i radiostację w Gliwicach doszło w
tym samym czasie - w czwartek 31 sierpnia, około godz. 20. Gdy grupa
esesmanów udających Polaków ostrzeliwała celników, inni Niemcy wdarli się
do rozgłośni i nadali komunikat, że znalazła się w rękach polskich.
Wydarzenia gliwickie przesłoniły jednak napad w Stodołach; to one stały
się inspiracją dla pisarzy i reżyserów, chociaż akcja w podrybnickiej wsi
jest równie godna uwagi.
Hitlerowcy mieli mało czasu na przygotowanie prowokacji na pograniczu
polsko-niemieckim, zaledwie miesiąc. Mylili się w szczegółach. Nie
sprawdzili, że rozgłośnia gliwicka nadaje program z Wrocławia i nie można
nadawać bezpośrednio z wieży radiostacji. Ale czas naglił, Hitler chciał
wojny. Pretekst do ataku wymyślił mu Reinhard Heydrich, szef Służby
Bezpieczeństwa SS.
Później władze III Rzeszy uznały, że prowokacje były jednak szyte zbyt
grubymi nićmi. Potrzebne, ale tak głupie, że trudno w nie uwierzyć. Nikt
nie zamierzał odpowiadać opinii międzynarodowej na trudne pytania. Na
przykład - dlaczego trupy w Stodołach były w polskich mundurach, skoro
napastnikami byli rzekomo powstańcy śląscy, którzy ich nie nosili? Kim
byli zabici Niemcy, których wcześniej w Stodołach nikt nie widział, nie
chronili przecież komory celnej?
Gestapo czuwało
Wymyślone przez Heydricha zadanie mieli wykonać esesmani, którzy znali
język polski. Znaleziono 250 kandydatów, wszyscy trafili do tajnego
ośrodka SS w Bernau pod Berlinem. O sprawie nie wolno było im rozmawiać
pod groźbą kary śmierci.
- Heydrich powiedział mi, że dla zagranicznej prasy i niemieckiej
propagandy potrzebny jest dowód agresywnego działania ze strony Polski -
przyznał Naujocks dopiero w Norymberdze.
Operacją zainteresowało się też gestapo. Jego szef Heinrich Mueller
zaproponował udział "konserw", czyli więźniów przywiezionych z obozów
koncentracyjnych i aresztów, którzy mieli zginąć na miejscu wydarzeń. W
największej tajemnicy wyznaczono kilkanaście osób. Szef gestapo
podkreślał, że "trupy muszą być świeże".
Udało się ustalić, że martwy mężczyzna, którego pozostawiono w gliwickiej
radiostacji, to Franciszek Honiok ze wsi Łubie pod Gliwicami, powstaniec
śląski, aresztowany 30 sierpnia. Zginął od strzału w głowę. Nie wiadomo do
dzisiaj, kim byli mężczyźni, których znaleziono w Stodołach.
Naujocks twierdził, że gestapo nie uprzedziło go o "konserwach", dlatego
był zaskoczony ciałem Honioka, leżącym przy budynku rozgłośni. Film
produkcji NRD z 1961 roku oparty na wydarzeniach w radiostacji "Sprawa
Gliwic" pokazuje jednak, jak Naujocks dobija zbędnego świadka. Esesman
nigdy się do tego nie przyznał.
Prowokatorzy w Stodołach również nie kryli zaskoczenia na widok tak
licznych ofiar. Nikt z grupy Grzimka nie zginął, nie zabijano też
strażników. Skąd więc tyle trupów? Wiadomo już, że zajęło się tym gestapo,
które czuwało nad całą akcją. Ciężarówkami z wygaszonymi światłami
dowieziono oszołomionych zastrzykami więźniów do Stodół i tam zastrzelono.
Musi być odwet
Niemcy podnieśli krzyk - polscy szaleńcy wtargnęli na ziemie niemieckie.
Na całą Rzeszę z Wrocławia nadawał wiadomość niejaki Teofilek, czyli
hitlerowiec Hans Hamman. Pierwszy rozgłosił, że Polacy dokonali ataku na
strażnicę niemiecką pod wioską Stodoły i żądał odwetu.
Grzimek po wojnie trafił do rzeszowskiego więzienia; przyznał się do ataku
na Stodoły. Potwierdził, co zeznawał Naujocks. Władcy III Rzeszy nie
chcieli jednak wracać do sprawy, która spełniła swoją rolę, a teraz ich
ośmieszała. I być może o prowokacjach na pograniczu polsko-niemieckim nikt
by nie pamiętał, gdyby nie Hermann Goering.
To on ogłosił w rozmowie ze szwedzkim przemysłowcem, który kontaktował się
z rządem Wielkiej Brytanii, że właśnie napaść na radiostację w Gliwicach
była bezpośrednią przyczyną ataku na Polskę. Wywiad brytyjski
zainteresował się tym napadem i ujawniono prawdę. Odtąd gliwicka
radiostacja zyskała ponurą sławę miejsca, które zmieniło losy świata.
Powinna dzielić ją ze Stodołami, ale historycy długo nie potrafili nawet
umiejscowić tej wsi na mapie. Tylko niemiecki Instytut Wiedzy o Zagranicy
w 1940 roku podał prawidłowo, że miejscowość ze strażnicą, na którą
napadli Polacy, znajduje się w powiecie raciborskim, na trasie
Rybnik-Chwałowice-Rudy.
Dobro i zło
W Stodołach początek wojny był fatalny i koniec również. W 1945 roku
żołnierze Armii Czerwonej rozstrzelali tutaj dziesięciu zwykłych
mieszkańców.
Tu zaczęło się zło, ale dzielnica woli pamiętać o tym, co dobre. W budynku
niedaleko przeklętej strażnicy jest dom, w którym mieszkał Karol Wojtyła.
Młody ksiądz odwiedzał w Stodołach swoją ciotkę Stefanię Wojtyłę,
nauczycielkę polskiego. Znał historię wsi. Podobno często spacerował po
lasach, a gdy wracał, długo się modlił, leżał krzyżem. Tablica w Stodołach
upamiętnia jego modlitwę.
Grażyna Kuźnik
do góry
Przepraszamy - strona w budowie
|
powrót
do góry
|